/Nikita/
Spojrzałam w lustro na swoje odbicie. Rozczesałam jeszcze wilgotne włosy i postanowiłam poczekać, aż Bree przyjdzie zrobić mi makijaż. Zerknęłam na piękną kremową dosyć krótką sukienkę wiszącą na wieszaku na drzwiach szafy. Obok niej elegancka jasna marynarka, a na podłodze prawie białe buty.* Pokręciłam głową myśląc o tym, że ten zestaw kupiłam zaledwie wczoraj. Nigdy nie sądziłam, że tak szybko znajdę strój na własny ślub, tym bardziej będąc w czwartym miesiącu ciąży. Ale sukienka jest idealna. Taka, jaką chciałam, co więcej, sprawdza się idealnie w mojej sytuacji. Nie eksponuje ciążowego uwypuklenia, ale też nie do końca je zakrywa.
Właściwie, ja szukałam ciemnej sukienki. W końcu dwa tygodnie temu zmarła matka mojego przyszłego męża, więc chyba powinnam trzymać żałobę, co właściwie robię, ale Aubrey i Dylan namówili mnie na jasną sukienkę, ponieważ ma być tak, jak sobie z Justinem ''zaplanowaliśmy'', to znaczy oprócz przyjęcia, bo według ustalonej wersji, miało odbyć się normalne wesele, jednak, po śmierci Pattie, postanowiliśmy zrobić tylko obiad dla najbliższej rodziny i przyjaciół, czytaj mojego taty, rodzeństwa Bieberów, którzy swoją drogą dostali przepustkę na ślub i ''wesele'' brata, Aubrey, Dylana, chłopaków, moich i Justina dziadków oraz mamy Mika, która od zawsze była blisko z Bieberami, i która jest moją szefową w klubie fitness. Tak, nadal tam pracuję, choć ostatnio nieregularnie. I cóż, mam zamiar jeszcze popracować około dwóch, trzech miesięcy.
-Witam przyszłą panią Bieber. - usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i radosny głos mojej przyjaciółki. Po moim policzku spłynęła samotna łza na sposób, w jaki mnie nazwała. Chciałabym, żeby to wszystko nie było tylko fikcją.
-Cześć, szalona przyszła pani Gonzales! - uśmiechnęłam się do Aubrey, ale jej mina momentalnie się zmieniła, twarz pobladła, a z oczu emanował smutek. Nie wiedziałam, o co chodzi. Przecież tylko żartowałam.
-Nie mów tak. Ja nigdy nie zostanę jego żoną. - z jej oczu popłynęły łzy, a ja się cholernie zdziwiłam. Okej, wiem, że ostatnio ich relacje są bardzo oschłe i zimne, ale oboje się kochają i wierzę w to, że kiedyś będą razem. Bez względu na wszystko. - Zacznijmy cię szykować, bo za półtorej godziny wychodzisz za mąż.
/Justin/
Siedziałem w swoim pokoju i czekałem, aż Dylan przywiezie moje rodzeństwo. Oparłem łokcie na kolanach i schowałem twarz w dłonie, jednak już po chwili odchyliłem się mocno do tyłu i położyłem na łóżku, zostawiając stopy na podłodze. Przetarłem buzię ręką i nakryłem głowę poduszką, żeby zniwelować krzyk, choć może raczej trafniejszym określeniem niezidentyfikowanego dźwięku będzie ryk, który wydałem, próbując pozbyć się frustracji. Niestety na nic się to zdało, bo nadal byłem cholernie zdenerwowany i zirytowany.
Co ja tak właściwie robię?! Co mi przyszło do głowy, żeby prosić Nikitę o rękę? Okej, wiem, że zrobiłem to dla mojego rodzeństwa i dla mnie, ale to takie frustrujące. Przecież zawsze przysięgałem sobie, że poślubię kobietę, którą naprawdę pokocham, z którą będę chciał żyć, tworzyć rodzinę i mieć dzieci. Obiecałem sobie, że nigdy nie zrobię tak, jak mój ojciec. Durniu, przecież będziesz miał z nią dziecko! Ta, to prawda, ale ja się nigdy do tego dziecka nie przyznam. Nigdy go nie pokocham i nigdy nie będę dla niego dobrym ojcem. Więc zachowasz się dokładnie jak twój tatuś. NIE! On ożenił się z mamą tylko dlatego, że była w ciąży. Ja od początku mówiłem Nicie, że nie ma, co na mnie liczyć w tej sprawie. Więc będziesz jeszcze gorszym draniem. Nigdy dla żadnego dziecka nie będziesz dobrym ojcem. BO JA NIE POTRAFIĘ BYĆ OJCEM! Nigdy w życiu nie chcę być taki jak mój ojciec!
Moje użeranie się z samym sobą przerwał głos Adama Levine z Maroon 5. Piosenka Misery rozniósł się po sypialni. Leniwie podniosłem się z wyjątkowo wygodnej pozycji i przeleciałem wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu aparatu. Znalazłem go na biurku, więc powoli podniosłem się z posłania i podszedłem do mojej zguby. Na wyświetlaczu zobaczyłem nieznany mi numer, co bardzo mnie przestraszyło i zmieszało. Bałem się odebrać połączenie, ale wreszcie to zrobiłem. Przeciągnąłem palcem po zielonej słuchawce i w pośpiechu przyłożyłem urządzenie do ucha.
-Tak, słucham? - powiedziałem, przyznam dość niepewnym głosem. Nie miałem pojęcia, co mnie czeka.
-Witam, mam przyjemność z Justinem Bieberem? - usłyszałem głęboki, zachrypnięty, ale przyjemny męski głos. Po moich plecach przeszedł dreszcz strachu i stresu. Skądś kojarzyłem ten dźwięk
-Przy telefonie.
-Mam dla ciebie pewną propozycję.
[…]
-Dobrze, odezwę się w ciągu najbliższych dwóch miesięcy, dziękuję, do zobaczenia. - rozłączyłem się i z powrotem położyłem na łóżku.
Po jakiś piętnastu minutach leżenia usłyszałem znajome głosy na dole i zanim zdążyłem zareagować i się podnieść, rozniósł się dźwięk wbiegania po schodach, a zaraz potem pisk mojej siostrzyczki, która wpadła w moje ramiona z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Cześć kochany brzdącu – ucałowałem jej policzki, nosek i czółko. Zaraz za Jazmyn, do pokoju wszedł zadowolony Jaxon. Usiadł obok mnie i uścisnęliśmy się jak zawsze, a ja poczochrałem mu włosy, jak to mam w zwyczaju.
-Wiedziałem, że to zrobisz, że nie będziesz jak ojciec i postanowisz wychować własne dziecko. - uśmiechnął się, a moje oczy zrobiły się większe niż nakrętki od słoików, natomiast szczęka zacisnęła się nienaturalnie mocno. Skąd mu to przyszło do głowy?
-O czym ty mówisz, bracie? - próbowałem grać głupka, bo co mi zostało? Przecież się nie przyznam, że nie robię tego dla dziecka, że robię to wbrew sobie, tylko dla nich.
-Nie graj, Justin, przecież wiem, że to z tobą Nikita jest w ciąży. - już otwierałem usta, żeby zaprzeczyć i obmyślałem plan zemsty na Gonzales, jednak Jaxo mnie uprzedził. - i zanim zrzucisz na nią winę, za to, że mi powiedziała, uprzedzam, sam się domyśliłem, a ona po jakimś czasie nie miała już siły zaprzeczać. Tylko głupi by się nie domyślił. No w sumie, nikt się nie domyślił, bo są pewni, że po prostu się zaprzyjaźniliście.
-Skończmy ten temat, Jax. Za dwie godziny się żenię, więc pomóż mi się przygotować. - jeszcze raz cmoknąłem siostrzyczkę w czółko, a ona zeskoczyła z moich kolan i pognała do pokoju Nikity. Tak, miała jej pomóc się ubrać i tak dalej. Jednak będzie to wyglądało inaczej, bo to dziewczyny mają ubrać małą.
/Nikita/
Właśnie zakładałam mój króciutki, delikatny welon, na który swoją drogą namówiła mnie Aubrey. Przyjaciółka wpinała go w mojego koczka, z którego subtelnie wypływały podkręcone pasemka włosów i doklejała przy nim kamienie Szwarovskiego. Zupełnie nie wiem, po co ten zabieg, bo jak już mówiłam, nie muszę wyglądać jak księżniczka, bo to fikcyjne małżeństwo, ale wszyscy zgodnie stwierdzili, że tak będzie to wyglądało bardziej realistycznie. Cóż, nie będę się kłócić. W końcu każda kobieta lubi czuć się piękna. Spojrzałam w lustro i według zaleceń Cleland obróciłam się przez lewe ramię. Nie powiem, efekt pracy Bree był olśniewający. Naprawdę czułam się jak księżniczka, jednak od razu przypomniało mi się, że nie mam prawdziwego księcia. W momencie oględzin mojego wyglądu do pomieszczenia, jak strzała wleciała Jazzmyn. Od razu schyliłam się i mocno ją przytuliłam, biorąc na ręce. Mała się uśmiechnęła, a ja wycałowałam ją po twarzy.
-Jak ja się za tobą stęskniłam, kochanie. - przytuliłam ją mocniej, a ona oplotła moją szyję małymi rączkami.
-Ja teś tęśkniłam. Tak się cieszę, że ożeniś się z Juśtinkiem. - uśmiechnęła się słodko i znów mnie przytuliła. Aubrey zabrała ją z moich rąk, po czym obie nas posadziła na łóżku mówiąc, że nie mogę dźwigać, bo jestem w ciąży. Gówno prawda, trzymanie Jazzy na rękach to żadne dźwiganie, to przyjemność. Jednak posłuchałam przyjaciółki i wzięłam dziewczynkę na kolana. Zaczęła opowiadać, jak było w domu dziecka, a w tym czasie razem z Bree zaczęłyśmy przygotowywać ją do ceremonii. Miała nieść kwiatki, a zaraz za nią będzie szedł Jaxon z obrączkami. Dlatego też maleńka ma przesłodką różową sukienkę z czarnymi wstawkami, a jej brat granatowy garnitur i bladoróżową koszulę, a do tego muchę w kolorze garnituru. Nie wiem, jak będzie ubrany Justin, bo stwierdził, że chce mnie zobaczyć w sukni dopiero podczas ślubu i ja też go dopiero wtedy zobaczę. Tak, będziemy jechać dwoma samochodami. Trochę to dziwne i chore, ale co ja mam poradzić?
* * *
Trzęsącymi się dłońmi trzymałam maleńki bukiecik z zielonych storczyków i czekałam, żeby wejść do drugiego pomieszczenia w urzędzie stanu cywilnego, gdzie mam spotkać Justina i za niego wyjść. Czemu się stresuję? W sumie sama nie wiem. To taka dziwna i idiotyczna sytuacja. Za chwilę będę żoną. Będę miała męża i już teoretycznie nie będę singlem, będę mężatką. Po raz któryś już dzisiaj poprawiłam sukienkę i sprawdziłam w lusterku, jak wygląda moja fryzura i makijaż. Aubrey stała obok mnie i tak bezczelnie się ze mnie śmiała. Spojrzałam na nią wzrokiem, którym bez problemu mogłabym zabijać, a ona parsknęła jeszcze donośniejszym śmiechem.
-Nawet nie chciałaś się malować i czesać, a teraz co pięć sekund poprawiasz fryzurę. - nawet nie kryła tego, jak bardzo jest rozbawiona moim zachowaniem. - spokojnie, jak cię zobaczy to się zakocha. - puściła mi oczko. - To znaczy, zakocha się ponownie, jeszcze mocniej i w ogóle, wiesz. - uśmiechnęła się uroczo, a mi uśmiech zszedł z twarzy. Odłożyłam bukiecik i kopertówkę, usiadłam na kanapie, założyłam nogę na nogę i dotknęłam swojego niewielkiego brzuszka.
Po chwili usłyszałyśmy pukanie, a zaraz potem dźwięk otwieranych drzwi. W szparze zobaczyłam czuprynę mojego najprzystojniejszego na świecie brata ubranego w kobaltowe, zwężane spodnie od garnituru oraz białą koszulę i czerwoną muchę. Uśmiechnął się i wcisnął do środka. Podszedł do mnie, złapał za rękę i pomógł wstać, po czym przytulił i ucałował w policzki. Zaraz po nim do pomieszczenia dziarskim krokiem wszedł Benito, wymienił się mną z moim bratem i wyściskał mnie i wycałował. Nie do wiary czyżby mój tato cieszył się z mojego ślubu?
-Moja maleńka córeczka wychodzi za mąż. - otarł wyimaginowaną łezkę i pogładził mój policzek. -A niedawno byłaś taka maleńka. Taka maciupka. A teraz? Mam cię oddać innemu facetowi? W sumie, zawsze lepiej Bieberowi, niż komu innemu. - oj, jak ty się cholernie mylisz tatku. - Nie wiedziałem nawet, że wy coś ze sobą. - schylił się i, udając, że przytula mnie i poprawia moją sukienkę, wyszeptał do mojego ucha. - To on jest ojcem? - a ja? Zesztywniałam, i z pewnością pobladłam. Spojrzałam przez jego ramię, tylko po to, żeby nie widział wyrazu mojej twarzy. Wtuliłam w jego umięśnione ciało i czekałam. Czekałam i zastanawiałam się nad odpowiedzią. - Nikita?
-Nie, tato. Naprawdę nie wiem, kto jest ojcem mojego maleństwa. - zerknęłam w oczy Benito i zobaczyłam niekrytą zmianę emocji. Mój tato stał się smutny. Zasmuciła go informacja o tym, że prawdopodobnie nie spałam z Bieberem. Starszy Rodriguez wziął moją torebkę, rozejrzał się, czy nikt na niego nie patrzy i z czarnej marynarki wyjął opakowanie prezerwatyw, które włożył do mojej kopertówki. Moje oczy z pewnością wyglądały jak denka od słoików, a szczękę chyba pozbieram z podłogi. - Tato, c- co ty?
-Wiem kochanie, że na razie nie są wam potrzebne, ale to tak na przyszłość, rozumiesz. Po porodzie będziesz musiała uważać na to, żeby nie zajść w ciążę. Jesteście młodzi i chciałbym, żebyście byli świadomi tego, kiedy zechcecie mieć wspólnie dziecko. I mam nadzieje, że Justin biorąc cię za żonę bierze sobie ciebie razem z tym maleństwem, że chce się zobowiązać. - uśmiechnął się, ponieważ nie wiedział, że wbił mi gwóźdź do trumny.
-Chachi, wychodzisz za pół minuty...
Proszę, nie bijcie.
Ja wiem, że znowu czekaliście miesiąc, ale panna Grodecka po prostu wzięła na siebie za dużo obowiązków, poza tym miałam wesele w rodzinie i trwało (przynajmniej dla mnie :D) trzy dni xd
I ja nie chcę się tłumaczyć, bo tak naprawdę to nie muszę, ale mam od cholery zajęć, bo z moją nogą już jest w miarę, więc wróciłam na treningi plus zaczęłam chodzić przynajmniej raz w tygodniu na siłownię i wgl wróciłam do zdrowego stylu życia, a to pożera mój czas :D Do tego druga klasa liceum to nie przelewki, jak się ma po 3 sprawdziany z samej matematyki w tygodniu (GORĄCO POZDRAWIAM MOJĄ KLASĘ <33333333), do tego, jak przygotowuje się apele, półmetek i święta to naprawdę nie ma czasu na myślenie o blogu. Tak naprawdę to ja we wrześniu może z 6-7 razy siedziałam przy komputerze z czego 3-4 to było takie siedzenie, że ja robię coś i rozmawiam przez Skypa z Maleństwem i tyle, także cieszę się, że w ogóle coś naskrobałam, że beznadzieja to beznadzieja, ale jest.
Uff. :c
O jeju przerwałas w takim momencie jak mogłaś :( cudny czekam na kolejny !!! ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba to, co piszesz:)
OdpowiedzUsuńjesteś w tym dobra! nie przestawaj!:)
dawno tu nie zaglądałam, ale to się zmieni.
zapraszam do siebie, po długiej przerwie - wielki powrót!
http://art-of-killing.blogspot.com/
To teraz mały rewanż i rozdział szybciej, niż zwykle !
OdpowiedzUsuńCudowny
Przeczytałam wszystko w jeden dzień zajebiście
OdpowiedzUsuń