niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 11


/Nikita/

Wiecie, jak to jest, kiedy tracisz, tak naprawdę, jedynego rodzica? Ja też nie, ale patrząc na Justina i jego rodzeństwo domyślam się, że jest to cholernie ciężkie. Właśnie siedzę na schodach pod rodzinnym domem Bieberów i wtulam w siebie małą Jazzy, która nie może uspokoić płaczu. No cóż, ja również nie mogłabym nie szlochać, gdyby moja mama umarła, jaka by nie była, czy też nie jest. Kiwałam się w przód i w tył z maleńką w ramionach, a koło mnie siedział załamany Jaxon. Widziałam, że starał się nie płakać i, nie powiem, szło mu całkiem nieźle, ale widziałam, że niewiele brakowało do tego, żeby polały się łzy. Justin chodził w te i wewte i chyba próbował znaleźć sobie miejsce. Był już po jakiś trzech szarpaninach z policjantami, ponieważ chciał wejść do domu. Niestety, albo i stety, policja nie pozwoliła mu wejść do środka, ponieważ zabezpieczali dowody i ciało. Tak, po słowie ciało nastąpił kolejny wybuch najstarszego z rodzeństwa.

-Musimy wezwać opiekę społeczną. - ogłosił jeden z mężczyzn podchodząc do Justina. Był niski, ale przystojny. Wyglądał na góra trzydzieści pięć lat.

-Jak to opiekę społeczną?! Po co?!

-Pani Bieber osierociła ciebie, jak również twoje nieletnie rodzeństwo. Nie mamy innego wyjścia Jaxon i ta kruszynka trafią do domu dziecka. Przykro mi. - wytłumaczył ze smutnym wyrazem twarzy. Widać było, że naprawdę było mu przykro, tyle, że to nic nie zmienia.

-No jak kurwa nie macie wyjścia?! Ja jestem dorosły i jestem ich bratem do kurwy nędzy! Naprawdę sądzicie, że lepiej im będzie po śmierci matki w jakimś zasranym domu dziecka czy przy mnie kurwa?! To ja ich wychowywałem od pięciu lat i nie macie prawa kurwa mi ich zabrać! - Bieber już łapał policjanta za kołnierz, ale Jaxo zareagował w odpowiednim momencie i zabrał małą z moich kolan tak, że mogłam podejść do Justina i go odciągnąć.

-Cicho Jus. Uspokój się słyszysz? Wcale sobie takimi napadami nie pomagasz. Musisz się wyciszyć i zobaczysz, że muszą dać ci rodzeństwo. - wtuliłam się w niego, wsadziłam ręce pod jego bluzę i zaczęłam głaskać go po plecach, żeby się uspokoił. Kiedy już sytuacja była w miarę opanowana, podeszłam do Jaxona i zabrałam od niego Jazzy. Justin już na spokojnie zaczął rozmawiać z komisarzem, a ja zajęłam się małą księżniczką, która nadal nie mogła się uspokoić i chciała być tylko przy mnie.

-Dobrze, zobaczymy, co da się zrobić. - nagle zauważyłam osobę policjanta tuż przede mną. - Kim pani jest dla pana Biebera? - spojrzałam w oczy gliniarzowi i nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. No, bo kim ja jestem dla Justina? Koleżanką? Przyjaciółką? Nikim?

-Dziewczyną. Jest jego dziewczyną. Właściwie, to Jus myślał już o ślubie, ale chyba uznał, że są jeszcze za młodzi na małżeństwo i jak na razie nie oświadczył się Nikicie. - wyrwał Jaxon, a mnie zamurowało. O czym on gada do jasnej cholery? Już miałam zaprzeczać, ale przerwał mi mężczyzna.

-Tak też myślałem. To dzięki panience się uspokoił. Mieszkacie razem? To jego dziecko? - spojrzał na mój brzuch z uśmiechem, a ja stałam jak wryta. Cholera jasna, przecież nikt, kto nie wie się jeszcze nie domyślił. Jak zupełnie obcy człowiek mógł zauważyć mój maleńki brzuszek? Nim się obejrzałam, Jaxon znów przytaknął. - To całkiem dobrze się składa, bo w takim układzie pan Bieber będzie miał większe szanse na dostanie praw opieki nad Jaxonem i tą kruszynką. Skoro jest w stałym związku, mieszkacie ze sobą i spodziewacie się dziecka. To znaczy, że jest on dojrzały i może się śmiało ubiegać o prawa. Poza tym, z tego co widzę, dzieciaki mają bardzo dobry kontakt z  tobą, jak również z Justinem, co zaznaczę w swojej notatce, którą sporządzę z oględzin i dołączę do wniosku Biebera. Dzisiaj możecie zabrać młodszych Bieberów do domu. - uśmiechnął się i skończył pisać coś w notesie. A ja siedziałam i patrzyłam się w jeden punkt, aż nie zauważyłam, że wynoszą ciało Pattie w czarnym worku. Przycisnęłam mocniej główkę Jazzmyn do swojej piersi, żeby nie musiała na to patrzeć i starałam się nie rozkleić. Mimo wszystko, bardzo polubiłam mamę Bieber i miałam ogromną nadzieję, że wyjdzie z nałogu i będzie się mogła cieszyć szczęściem swoich pociech. Jak widać niestety los zwykle nie jest po naszej stronie.

-Weź Jaxo i Jazz do domu, ja jadę załatwić formalności, żeby mogli u mnie zostać do końca rozprawy, złożyć podanie do sądu o przyznanie praw i załatwić sprawy pogrzebu. - oznajmił Justin i już chciał odchodzić, ale złapałam go wolną dłonią za nadgarstek i przyciągnęłam do siebie.

-Jaxon zrobił z nas parę, także nie zdziw się, jeśli spytają cię o twoją ciężarną dziewczynę, poza tym, daruj sobie dzisiaj ten sąd i sprawy pogrzebowe. Załatw te formalności i wracaj do domu. Jutro się wszystkim zajmiemy, okej? Dzisiaj jesteś już zmęczony, poza tym piłeś. - Bieber odwrócił wzrok. Nie wydawał się bardzo zaskoczony informacją o naszym domniemanym związku, ale widać było, że chciał już dzisiaj wszystko załatwić i mieć z głowy. No cóż. Zważając na to, że jest trzecia trzydzieści nad ranem, to owszem, uda mu się to dzisiaj załatwić, ale niech najpierw się prześpi. - Okej? - popatrzyłam na niego przeszywającym wzrokiem, wymagającym odpowiedzi. I to nie byle jakiej, tylko pozytywnej. Kiwnął głową na tak i odszedł w kierunku radiowozu. Chciałam wstać z Jazzy na rękach, ale Jaxon mi to uniemożliwił. Popatrzył na mnie lodowatym wzrokiem i pokazał mi, że mam siedzieć. Zabrał ode mnie przysypiającą już siostrę i podał mi rękę, żebym wstała. - O co ci chodzi? Przecież mogłam ją wziąć.

-Jesteś w ciąży i nie będziesz nosić pięciolatki. Może i jest lekka, ale mimo wszystko to nie piórko. - uśmiechnął się delikatnie, ale spojrzał na dom i jego twarz znów przybrała smutny wyraz.

* * *

Przykryłam dziewczynkę kołdrą i pocałowałam w czółko. Zeszłam do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę. Będąc na ostatnim schodku zauważyłam Jaxona na jednej z kanap. Był pochylony, łokcie opierał o kolana, a twarz zakrył w dłoniach. Nastawiłam wodę na herbatę i podeszłam do chłopaka. Usiadłam obok i przyciągnęłam go do siebie. Schował twarz w moich piersiach i mocno złapał mnie w pasie. Głaskałam go po plecach i czekałam, aż się rozklei, ale po jakiś piętnastu minutach nie poczułam nawet jednej łzy. Wiedziałam, że tego potrzebuje i nie miałam pojęcia, dlaczego się powstrzymuje.

-Jaxon. Wiesz, że płacz oczyszcza i pozbawia negatywnych emocji? - chłopak uniósł głowę i popatrzył na mnie ze szklankami w oczach. Spuścił głowę i pokręcił nią na boki, po czym znowu ją uniósł.

-Justin mówi, że płaczą tylko słabi. Ja nie chce być słaby. Jus nie płacze. - wytłumaczył łamiącym się głosem. Przyciągnęłam go do siebie i głaskałam po plecach.

-Jax, nie będziesz słaby, jeśli będziesz płakał po śmierci mamy. Poza tym mogę się założyć, że Justin tylko udaje takiego niewzruszonego. Mimo wszystko byliście zżyci z mamą. Naprawdę będziesz bardzo męski, jeżeli uronisz kilka łez za mamę, jeśli to ma ci pomóc, a widzę, że tego właśnie potrzebujesz. Wiesz, ja też straciłam matkę. Dla mnie jest już martwa. Zresztą, ja dla niej jestem martwa od dnia moich narodzin. I wiesz co? Nie powstrzymywałam się od płaczu, bo to mnie uspokoiło. Inaczej wysiadłabym psychicznie. - pocałowałam go w czoło i poczułam, że moja koszulka robi się mokra. Moje policzki też.

* * *

Leżałam w łóżku z Jazzmyn i Jaxonem, czekając aż chłopak zaśnie. Nie odzywaliśmy się, po prostu milczeliśmy. Chyba oboje nie dalibyśmy rady w tym momencie zasnąć. Czternastolatek z nadmiaru emocji – smutku, złości, żalu. A ja? Ja przeżywałam to razem z trójką rodzeństwa Bieberów. Cholernie się o nich wszystkich martwiłam. Szczególnie o Jazzmyn. Jest jeszcze taka malutka, a już straciła matkę, która, jaka by nie była, okazywała jej miłość i się o nią troszczyła. Może nie fizycznie, bo to Justin przejął rolę ojca i matki po tym jak jego rodziciel ich zostawił, a Pattie zaczęła ćpać, ale z nią rozmawiałam. Ona psychicznie była wyczerpana przez prochy, ale cholernie ich wszystkich kochała i bała się, żeby nie wpadli w nałóg tak, jak ona. Zdawała sobie sprawę z tego, że jest uzależniona, ale nie potrafiła tego rzucić.

-To dziecko Justina, prawda? - spytał nagle Jax. Właśnie w tym momencie zauważyłam, że od jakiegoś czasu przygląda się mi i wpatruje w mój brzuszek. Nie powiem, że nie zdążył urosnąć, ale duży też nie jest. Poza tym ubieram się tak, żeby nie było go zbytnio widać. Nie to, żebym się wstydziła tego, że jestem w ciąży, bo moi przyjaciele i tak o tym wiedzą, ale nie chcę na razie zbędnych pytań. Jednak rodzeństwo Biebera należało do tych wtajemniczonych, więc średniak wiedział, że będę miała dzidziusia. Oczywiście, jak każdy inny nie był świadomy, że to maleństwo jego brata, więc cholernie zdziwiło mnie to pytanie. Już miałam odpowiedzieć, że nie i, żeby nie gadał głupot, ale nie zdążyłam nawet otworzyć buzi, a już było mi przerwane. - Nie zaprzeczaj. Wiem, że to dziecko Justina. Tylko, dlaczego nikt więcej o tym nie wie?

-Przestań Jaxo, to nie jest dziecko Justina. Skąd w ogóle przyszło ci to do głowy?

-Znam mojego brata. Jeszcze nigdy nie troszczył się tak o żadną dziewczynę z wyjątkiem mamy i Jazzy. Poza tym przyłapałem was ostatnio w dość dwuznacznej sytuacji. I mam wrażenie, że jesteście parą i tylko gracie przed innymi „przyjaciół”. Tylko zastanawia mnie jedno. On uwielbia dzieciaki. I wszyscy bez wyjątku przynajmniej raz dotykali, albo coś, twojego brzucha. Dlaczego on tego nie robił? Nie jestem głupi, Nikita. - tłumaczy z pełnym zaangażowaniem i pewnością tego, co mówi. Jestem pod wrażeniem, jego poniekąd słusznych wywodów. Tylko przeraziło mnie jedno zdanie. Właściwie pytanie. Myślałam, że mi się tylko wydawało, że Jus nie dotyka mojego brzucha, że wręcz się boi, iż przez przypadek go dotknie. Jednak, skoro Jax również to zauważył, to prawdopodobnie jest prawdą. Tylko, dlaczego? O co w tym chodzi?

-Nie wiem, Jaxon, śpij już.

-Idź do jego pokoju. Ja zostanę z małą. Jak wróci, to będzie potrzebował kogoś, kto go przytuli. Komu będzie mógł się wyżalić. - uśmiechnął się do mnie lekko i zamknął oczy. A ja? Postanowiłam go posłuchać. Jak mówił, doskonale zna Justina.

___
Cześć i czołem :D
Mamy już 11 rozdział :3 matko, jak to leci :3
Mam nadzieję, że się podoba :*
Przepraszam, że tak długo nie było, ale sprawy osobiste, trochę nie miałam czasu, trochę weny, bardzo brakowało mi chęci, ale coś wyskrobałam, i może treściowo mi się podoba, bo zawarłam w nim to, co miałam zawrzeć, ale stylowo wcale, więc proszę wybaczcie mi to :3
Zaliczyłam matmę :3 na dwa to na dwa, ale jest okej :3
To do następnego :* (nie wiem, kiedy)