poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział 20

UWAGA! 
Na początek, jeśli ktoś to czyta i ma zamiar zostać ze mną i Fighting Every Second, to proszę za rozdział podziękować mojej wspaniałej, najukochańszej bliźniaczce, Agnes, która wczoraj wieczorem zmotywowała i zmusiła mnie do zebrania dupy i dokończenia tego rozdziału nawet o tym nie wiedząc <3 pozdrawiam i zapraszam do niej na Wattpada, gdzie możecie przeczytać dwa naprawdę zajebiste ff i bardzo dobre tłumaczenie <333
Dzisiaj notkę daję na początku, żeby każdy, kto ma ochotę, przeczytał. Wiem, że rozdziału nie było w chuj długo i może nie jest on powalający, jeśli chodzi o treść, czy poprawność, ale za to chyba jest najdłuższy :P Przepraszam, mogę się usprawiedliwiać brakiem czasu i tak dalej, ale myślę, że was to nie bardzo obchodzi. Powiem tylko, że zdaję sobie sprawę, że nawaliłam z terminem na maksa bo rozdziału nie było pół roku, ale musiałam trochę odpocząć od tego opowiadania, dzięki czemu w mojej głowie zrodziło się duuuuużo duuuużo więcej (mam nadzieję dobrych i zaskakujących) pomysłów na ciąg dalszy. Tak bardzo opornie szło mi pisanie tego rozdziału, choć miałam na niego pomysł odkąd pomyślałam o założeniu bloga, to jest ponad półtora roku temu :D W każdym razie rozdział może wydawać się nudny denny i bez sensu, ale pewien fragment (nie zdradzę, który, bo jestem wredną suką, o czym już pewnie wiecie) jest dość kluczowy dla całości tegoż opowiadania. 
*PS. planuję w najbliższym czasie (o ile mój grafik wakacyjny pozwoli XD) zmienić szatę graficzną, ale na pewno nie dzisiaj i nie w ciągu najbliższych 2-3 tygodni :D 

niesprawdzony

/Nikita/
Od ślubu minęło cztery dni. Dzisiaj jest rozprawa i, jeśli wszystko dobrze pójdzie, nawet jutro będziemy mogli zabrać Jazzmyn i Jaxona do domu. Tak bardzo nie mogę się doczekać. Teraz szykuję się do wyjścia do sądu. Jeśli nam się uda, to będzie wspaniale. Za niecały tydzień wigilia, a ja tak bardzo chciałabym ją spędzić z Jazzy i Jaxonem. Są dla mnie jak rodzina. Pomijając to, że teoretycznie stali się moją rodziną w momencie zawarcia przeze mnie małżeństwa z Justinem, ale ja naprawdę pokochałam tę dwójkę.

Po dokładnym oczyszczeniu swojego ciała, wyszłam spod prysznica, osuszyłam skórę, a na ramiona zarzuciłam mój przemiły, turkusowy szlafroczek ze słodkimi, misimi uszkami na kapturze. Podeszłam do umywalki, przejrzałam się w lustrze i stwierdziwszy, że moja malinka jest coraz bardziej widoczna, dokładnie wyszczotkowałam zęby. Nałożyłam jeszcze delikatny kremik na twarz i nabalsamowałam ciało. Weszłam do mojej sypialni i usiadłam przy niewielkim biurku, które służy mi jako toaletka. Rozczesałam włosy i upięłam je w niskiego, luźniejszego koczka. Przyglądając się sobie w lustrze, stwierdziłam, że nie jest mi potrzebny podkład, więc tylko lekko przyprószyłam policzki pudrem permanentnym. Rzęsy pociągnęłam mascarą, a na usta nałożyłam bezbarwny błyszczyk. Postawiłam na bardzo subtelny makijaż i od razu udałam się w kierunku szafy. Wyjęłam z niej ciemne przylegające spodnie, czarny top i cienką, granatową, pikowaną kurteczkę. Do tego wyjęłam wybrałam czarne baleriny, gdyż nie chcę chodzić w ciąży w szpilkach, ponieważ jest mi zwyczajnie niewygodnie.


Zeszłam na dół i udałam się prosto do kuchni, żeby wypić, jeszcze przed rozprawą, moją ulubioną zieloną herbatę. W pomieszczeniu był tylko Dave. Kiedy weszłam, uśmiechnął się do mnie i przytulił. Trochę się zdziwiłam, bo akurat z nim najmniej rozmawiam i nasze relacje są raczej koleżeńskie, aniżeli przyjacielskie, ale nie przeszkadza mi ten przytulas. Sama się w niego wtuliłam i powiedziałam ciche „hej”.

-Jak tam, mała? Dzieciaki wracają dzisiaj, czy jutro? - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech zalewając liście herbaty gorącą wodą. Przykryłam napar spodeczkiem i odwróciłam się w kierunku Dava.

-Bardzo bym chciała, żebyśmy wygrali. Tylko boję się, że coś pójdzie nie tak.

-Nie martw się. Jazzy i Jaxon jeszcze przed świętami będą z nami. - cmoknął mnie w policzek i wyszedł z kuchni, a zaraz potem z domu. Wspominałam, że wszyscy musimy zeznawać? Otóż każdy z nas ma udowodnić, że jest na tyle odpowiedzialny, żeby mieszkać z dzieckiem i nieletnim. Do tego ma zeznawać mój brat i tata i jeszcze pani Sparks i dziadkowie Justina. Akurat wiem, że czworo ostatnich przyniesie nam raczej korzyści, ale z chłopakami to nigdy nic nie wiadomo. Sama się boję, że coś odwalę, że powiem coś, co może być źle zrozumiane, a opiekę nad młodszymi Bieberami przejmie ich wyrodny ojciec.

* * *

Siedzimy z Justinem obok siebie i naszego adwokata na sali sądowej. Zarówno ja, jak i mój mąż już zeznawaliśmy. Teraz swoje racje przedstawiał, teoretycznie, mój teść. Mówił, jak bardzo kocha swoje dzieci, jak to Pattie, zupełnie bez powodu, wyrzuciła go z domu,  że miała kochanków i już wtedy była ćpunką. Cóż, ten człowiek trochę bardzo gubi się w zeznaniach, więc miejmy nadzieję, że sąd weźmie to pod uwagę. Osobiście tak bardzo się stresowałam wynikiem rozprawy, że, siedząc przy Justinie, bawiłam się palcami, a raczej skórkami przy paznokciach, do tego stopnia, że zaczęła lecieć mi krew. W tym momencie Bieber złapał mnie za lewą rękę i schował moją małą dłoń w swoich dużych, po czym wszystkie trzy umiejscowił na swoim udzie. Delikatnie gładził mnie po ręce, dzięki czemu mogłam się choć odrobinę uspokoić. Kiedy sąd poprosił jego ojca o zajęcie miejsca i wezwał pierwszego świadka, jakim był mój ojciec, Jus przycisnął moją dłoń do ust i złożył na niej krótki pocałunek, po czym odłożył w poprzednie miejsce.

-Wysoki sądzie, moja córka i jej mąż, to naprawdę bardzo dobrzy ludzie. Są odpowiedzialni i dobrze wychowani, poza tym kochają siebie nawzajem oraz mają warunki do tego, żeby wychowywać rodzeństwo mojego zięcia. Oboje bardzo i z wzajemnością kochają Jazmyn i Jaxona. Myślę, że najważniejszy głos mają w tej sprawie dzieci, a one, jak wiadomo wolą zostać z bratem, bo ojca praktycznie nie znają. Ten człowiek zostawił ciężarną żonę i dwójkę dzieci na pastwę losu, a teraz jeszcze śmie ubiegać się o przywrócenie praw rodzicielskich i nadanie mu opieki nad dwójką dzieci? Przecież to niedorzeczne. Sam jestem ojcem. Zostałem ojcem tak naprawdę będąc jeszcze nastolatkiem, ale nigdy, przenigdy nie wpadło mi nawet do głowy to, żeby zostawić swoją kobietę z dziećmi. Mam nadzieję, że sąd weźmie pod uwagę również to, że Nikita i Justin mają wokół siebie ludzi, którzy są w stanie im pomóc, gdyby zaszła taka potrzeba. Ja, mój syn, dziadkowie Justina i przyjaciele tej dwójki będziemy przy nich zawsze, będziemy im pomagać. A pan Bieber? Jest sam jak palec, w dodatku nie ma żadnego doświadczenia w wychowywaniu dzieci, które, swoją drogą Justin już nabył. Dlatego moim zdaniem wyrok sądu powinien być jednoznaczny.

[…]

-Proszę wstać, sąd idzie! - wstałam na miękkich nogach. Justin wciąż trzymał mnie za rękę, a ja trzęsłam się jak galareta. Chłopak też bardzo się stresował, ale ta cholera tak dobrze potrafi ukrywać swoje emocje, że powinien dostać za to nobla. Rozejrzałam się po sali, Dylan, siedzący obok taty na ławie dla świadków, posłał mi pokrzepiający uśmiech, dzięki któremu trochę odetchnęłam i czekałam na wyrok.

-Po rozpatrzeniu sprawy z powództwa pana Jeremiego Bieber o przywrócenie praw rodzicielskich nad małoletnią Jazmyn Bieber i nieletnim Jaxonem Bieber, sąd orzeka, iż powód nie spełnia minimalnych warunków, aby posiadać prawa rodzicielskie i sprawować opiekę nad nieletnimi. - w duchu, oboje z Justinem odetchnęliśmy z ulgą. - Natomiast po rozpatrzeniu sprawy z powództwa państwa Justina i Nikity Bieber o nadanie praw do opieki nad małoletnią Jazmyn Bieber i nieletnim Jaxonem Bieber, po wysłuchaniu wszystkich świadków, naradzie z ławą przysięgłych i rozpatrzeniu wszystkich wniosków – ścisnęłam mocniej rękę Justina i przymknęłam oczy cicho błagając los o orzeczenie po naszej stronie- sąd orzeka nadanie praw do opieki nad nieletnimi, a jako miejsce zamieszkania nieletnich od dnia dzisiejszego wyznacza każdorazowe miejsce zamieszkania jednego z opiekunów prawnych, czyli pani Nikity lub pana Justina. Ponadto sąd oddaje rodzinę pod opiekę kuratora, który co sześć tygodni do odwołania będzie sprawdzał warunki życia nieletnich. Sprawę uważam za zamkniętą. Dziękuję.

-Wygraliśmy, Nita wygraliśmy! - popatrzyłam na Justina ze łzami szczęścia w oczach, po czym mocno złapałam ramionami za szyję, w której schowałam twarz, a on objął mnie w pasie i uniósł, okręcając się wokół własnej osi i składając pocałunki na w moich włosach z częstotliwością trzy na sekundę. Zaraz po tym podbiegli do nas nasi przyjaciele i mój brat i wszyscy się przytulaliśmy.
Wyszliśmy z sali rozpraw, a na korytarzu czekało już na nas uśmiechnięte od ucha do ucha rodzeństwo Bieberów w towarzystwie pani kurator. Jazzy, kiedy tylko nas zobaczyła, wyrwała rękę z uścisku kobiety i podbiegła do najstarszego brata, który bez wahania złapał ją w ramiona i mocno przytulił. Ja w tym czasie uścisnęłam Jaxona, który do mnie podszedł i poczochrałam mu włosy.

-Tak bardzo się cieszę, że jesteście z nami. - ucałowałam jego czoło i jeszcze mocniej ścisnęłam.
-To ja się cieszę, że jesteś z nami Niki. - wyszeptał czternastolatek.

* * *
Święta nadeszły niemożliwie szybko, bo od kiedy Jazzy i Jaxo są z nami, czas mija nam w mgnieniu oka. Ta dwójka wnosi tyle szczęścia do tego domu, że to trudne do pojęcia. Tak bardzo nie mogłam doczekać się wigilii. To będą moje pierwsze święta w tak dużym gronie. Organizujemy je u siebie w domu, więc już od rana wszyscy chodzą podekscytowani. Będzie nas w sumie dwanaście osób. Najliczniejsza kolacja wigilijna, jakiej przyszło mi doświadczyć, to ja, mój brat, rodzice i dziadkowie ze strony taty. Niestety z rodzicielką mojej matki nie utrzymujemy kontaktów, tak naprawdę nigdy nie widziałam jej na oczy. Kiedy z Dylanem przyszliśmy na świat, dziadek już nie żył, a babcia wyrzuciła mamę z domu, kiedy okazało się, że będzie miała dziecko. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że doczeka się bliźniąt. Właściwie, nie wiedziała o tym do samego porodu, ale to inna historia. Wracając, ogromnie się cieszę, że spędzę te święta w gronie najbliższych. Szkoda, że zabraknie moich rodziców i dziadków, ale wszyscy troje zgodnie stwierdzili, że skoro moja matka nie ma zamiaru oglądać mnie na oczy, a ja nie spędzę tych świąt sama, nie mogą zostawić jej samej. Trochę mi przykro z tego powodu, ale cieszę się, że mój ukochany braciszek nie podziela ich zdania i powiedział, że nie wyobraża sobie świąt beze mnie.

Właśnie szykowałam barszcz do pierożków. Tak, wiem, że kucharka ze mnie taka jak i baletnica, ale na szczęście większością potraw zajął się mój bliźniak. Ja byłam tylko pomocą kuchenną, zresztą i tak chyba tylko mu przeszkadzam, bo denerwuje się, że się przemęczam i w dodatku plączę mu po kuchni, ale musi to przeżyć, bo nie zamierzałam nic nie robić. Justin z rodzeństwem ubierają choinkę i robią niesamowity hałas, ale mi on wcale nie przeszkadza, bardzo się cieszę, że Jus się zaoferował do pomocy swojemu młodszemu rodzeństwu i choć w niewielkim stopniu wczuł w klimat świąt. Cóż, zarówno moje, jak i Biebera podejście do religii jest takie samo i to jest chyba jedna z niewielu kwestii, w jakich się zgadzamy, ale ja, mimo wszystko lubię obchodzić święta. Nie traktuję tego jak coś mistycznego, ale bardziej chodzi mi o wspólne, rodzinne spędzenie czasu, zbliżenie się do siebie i właśnie na to mam nadzieję w tym roku. A co do reszty domowników, Mike bez większych szaleństw zajął się stołem, a Dave dekoruje podwórko. Osobiście nie lubię tych wszystkich tandetnych, świątecznych dekoracji, ale nie mieszkam sama, więc musiałam się zgodzić na tradycje chłopaków.

-Chachi, za dwie godziny zaczynamy kolację, myślę, że powinnaś wszystkich już ogarnąć, żeby zaczęli się szykować i sama powinnaś zacząć  się szykować. Będziesz mi potrzebna z pół godziny przed kolacją, bo trzeba będzie wszystko poukładać na talerze i przygotować do podania. - wyjaśnił mój brat, a mnie mniej niż minutę później już nie było w kuchni.

Niemal biegiem ruszyłam na górę do swojego, no jeszcze swojego pokoju i biorąc uprzednio przygotowany zestaw na kolację wigilijną, ruszyłam do swojej łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy i w samym ręczniku stałam przy umywalce ponownie tego dnia myjąc zęby. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i po ogarnięciu wzrokiem twarzy, ażeby zobaczyć, czy muszę robić makijaż, czy wystarczy lekki krem i trochę pudru, przeniosłam spojrzenie na mój już całkiem wypukły brzuszek, po czym go pogłaskałam. Odwróciłam się tyłem do lustra i zaczęłam ręcznikiem osuszać swoje włosy, a następnie zabrałam się za rozczesywanie ich i suszenie. Podczas wykonywania ostatniej czynności aż podskoczyłam. Dlaczego? Otóż sprawcą mojego małego przerażenia był nie kto inny, jak mój mąż we własnej osobie. Co więcej, ręcznik, którym byłam owinięta lekko się poluzował, przez co na twarzy Biebera wykwitł niemały, ale za to chytry uśmiech. Odwróciłam się w jego stronę i zgromiłam wzrokiem, po czym dla zasady zdzieliłam po głowie.

-No słoneczko moje najjaśniejsze, chyba nie masz zamiaru się mnie bać, co? - wyszczerzył te swoje długie, czarne, kręcone zęby, a ja byłam gotowa zadźgać go lokówką, którą akurat miałam pod ręką.

-Idioto, nie wiesz, że ciężarnych się nie straszy?! Dziecko może mieć przez to w najlepszym wypadku plamkę na ciele, ale również jakieś duże znamię!

-Dobrze, już, zluzuj, bejbe. Przyszedłem ci powiedzieć, że Dy wygonił nas wszystkich do szykowania, a moją łazienkę zajęła Jazzy, więc stwierdziłem, że jak ładnie poproszę, to udostępnisz mi swoją. - puścił mi oczko, a ja mruknęłam, że wezmę tylko najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzę. - nie musisz wychodzić. Zupełnie mi nie przeszkadzasz. Poza tym, jeśli tylko chcesz możesz się dołączyć. - powiedział ponętnym głosem wchodząc pod prysznic już całkiem nagusieńki. Ja naprawdę nie wiem, kiedy on zgubił ubrania. Nie mogłam się powstrzymać i zmierzyłam jego piękne ciało wzrokiem. Nie wińcie mnie, jestem tylko ciężarną kobietą z bardzo wysokim libido. Cóż, ma jeszcze lepiej zarysowane mięśnie, niż, kiedy ostatnio widziałam go nago. Co za cholerny dupek. Mi przysporzył brzuszek, jak piłeczka, a sam jeszcze bardziej pracuje nad sylwetką. - Nituś, weź telefon, proszę. - spojrzałam na niego z miną pod tytułem „what the fuck”, a on tylko się zaśmiał. - zrobisz zdjęcie mojemu boskiemu ciału i będziesz mogła wzdychać do niego co noc. Au, zgłupiałaś naprawdę! - tak, mydło w kostce, które leżało na umywalce zmieniło położenie. Znalazło się w dłoni mojego pożal się męża, uprzednio odpowiednio mocno uderzając go w głowę. - facetów spodziewających się dziecka też się nie bije wiesz? Na pewno jest na to jakiś przesąd.

-Nie ma durniu, poza tym nie zaczynajmy tego tematu, nie dzisiaj. - w tym momencie idiota aka Justin uśmiechnął się niewinnie, wyszedł spod prysznica już całkowicie wykąpany i podszedł do mnie. Przytulił mnie od tyłu, układając dłonie na moich biodrach,  i w takiej pozycji przyglądaliśmy się naszemu odbiciu w lustrze dobre dwie minuty. Rozczuliłam się na ten widok, ale wszystko, jak zwykle zresztą zwaliłam na hormony. Ja owinięta ręcznikiem z jeszcze nieco wilgotnymi włosami, Justin nago obejmujący mnie w pasie, choć właściwie mógłby być w bokserkach, to nie grało roli, bo i tak widać było tylko jego wytatuowane ramię i troszkę klatki piersiowej. Na ciele miał jeszcze kropelki wody, a z włosów żwawo owa woda skapywała. Mój niewielki, ale i niemały, pięciomiesięczny brzuszek. Po prostu sielankowa rodzinka. I nagle czar prysł, kiedy w mgnieniu oka straciłam ręcznik, którym zaczął wycierać się sam sprawca mojego stanu. Tym razem to ja stałam przed nim nagusieńka, a on z rządzą w oczach patrzył na moje ciało. -Ty pieprzony idioto, oddawaj mój ręcznik, jeszcze mnie zarazisz jakimś świństwem! No już cholera jasna! - zaczęłam drzeć się do tego stopnia, że aż rozbolało mnie gardło.

-Ej, nie przeklinaj przy dziecku, jeszcze się nauczy i co wtedy zrobisz, hmm? Poza tym, nie chcę nic mówić, ale jakbym miał cię czymś zarazić to...

-Skończ. - zaczęłam ubierać na siebie wcześniej przygotowane ubrania. - po prostu skończ i nie psuj mi humoru w wigilię! Ta wigilia ma być wyjątkowa, bo spędzimy ją wszyscy razem, a ja nie chcę mieć zepsutego humoru przez jakiegoś du...– przerwał mój monolog gorącym pocałunkiem. Aż mi nogi zmiękły. Przycisnął mnie do drzwi i namiętnie całował. A ja? Oddawałam pocałunki z równie wielką pasją. Nie potrafię oszacować ile to trwało, dla mnie za krótko, a jednocześnie mogłabym to porównać ten moment do lat świetlnych, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Kiedy w końcu oderwał się od moich warg, oparł swoje czoło o moje i patrzył mi w oczy ciężko dysząc.

-Już cichutko. Będzie idealnie, obiecuję. - i złożył ponowny, aczkolwiek stanowczo dużo krótszy pocałunek, a może bardziej muśnięcie na moich ustach i w ciągu dwudziestu, przy dobrych wiatrach dziesięciu sekundach zostałam sama, na półnaga w łazience, z dłonią przyciśniętą do ust, które chwile wcześniej obdarzał ogromną uwagą.

sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 19

Witajcie, tak się jaram, bo już dzisiaj wypada dokładnie rok od założenia bloga i pierwszej notki, a we wtorek minie rok, od opublikowania prologu, liczyłam, że w tym czasie dodam od 17 do 21 rozdziałów i cóż, jak widać, wstrzeliłam się w środeczek z dzisiejszą dziewiętnastką :3 w ogóle nie liczyłam na tyle czytelników, ale marzenia się spełniają, a to było takie moje malutkie marzenie <3 a z okazji tego, że nie składałam życzeń na święta (bo nie bardzo lubię życzeń świątecznych) tak dzisiaj składam życzenia noworoczne, dużo zdrówka przede wszystkim, szczęścia, pieniążków, tej jedynej miłości (na którą ja w sumie nawet jeszcze nie liczę:P), zdrowych relacji międzyludzkich i spełnienia najskrytszych marzeń, bo właśnie te małe marzenia przynoszą wiele szczęścia. Mam też nadzieję, że z jednej strony zabawa sylwestrowa była udana, z drugiej, że jednak nie macie kaca (choć ja bym kacem nie pogardziła, niestety nic nie piłam :D), bo moja noc sylwestrowa była w gronie kochanej Siostrzyczki Kamci, którą pozdrawiam, bo właśnie zaczęła czytać moje wypociny, a z drugiej, jednaj jestem już na tyle "duża", że liczyłam na jakiś dobry melanż, a jednak się nie udało, nie w tym roku to w następnym, nie ? (nie, od jakiś 4 lat jest to samo XD <3), a jeszcze ostatnie słowa do tego sylwestra, nawet jednej fajerwerki w tym roku nie widziałam :D to pozdrawiam gorąco i pod spodem jeszcze króciutkie przeprosiny <3333333 #muchlove #dużomiłości #kochammoichczytelników #niech2016będzieudany!!! <333 :***


Wolnym krokiem idę w stronę specjalnie wygospodarowanego miejsca, w którym razem z Justinem mamy złożyć przysięgę małżeńską. Rozglądam się po sali z nadzieją, że wśród niewielu gości dostrzegę moją mamę, ale niestety po raz kolejny przekonuję się o tym, iż nie warto wierzyć w cuda. Robi mi się smutno, ale staram się nie myśleć o tym, że moja rodzicielka ma zupełnie wyjebane na mnie i w ogóle nie interesuje jej moje życie. Dla niej jestem martwa.

Wodzę wzrokiem po wszystkich, ale szerokim łukiem omijam Biebera. Cóż, i tak nie mogę tego robić w nieskończoność, bo kiedy już podchodzę do podestu, gdzie muszę się zatrzymać, powoli skupiam uwagę na moim przyszłym mężu. Jakkolwiek dziwnie i nienaturalnie to brzmi. Robię krok i wchodzę na ''scenę'', kiedy czuję, że Justin łapie moją rękę i pomaga mi utrzymać równowagę. Jego dłonie się trzęsą, a na ustach widnieje delikatny, nieśmiały uśmiech. Lustruję go wzrokiem. Ma na sobie chabrowe spodnie ze zwężanymi nogawkami, białą koszulę, a do tego marynarkę w kolorze spodni i różową muchę (przyp. aut. Prawda że śliczna? <333 brałabym :***), a z kieszonki na piersi wystaje tego samego koloru butonierka. Włosy postawione na żel, wypieszczone jeszcze dokładniej niż na co dzień prezentowały się idealnie. Cóż, muszę przyznać, że wychodzę za boga seksu, bez względu na formę tegoż małżeństwa.

Uśmiecham się do Biebera, a on odwzajemnia ten gest. Jeszcze raz zerkam na zebranych i dochodzę do wniosku, że mi jest smutno, z powodu braku mamy, a co dopiero ma powiedzieć Justin. Od niego nie ma żadnego z rodziców. Na pewno chciałby, żeby na jego ślubie, nawet takim, była Pattie. I w tym momencie mam ochotę walnąć sobie w twarz. Idiotka, przecież, gdyby nie śmierć Pattie, on nie brałby ze mną ślubu.

-Zebraliśmy się dziś, aby towarzyszyć tej dwójce w tej wyjątkowej chwili. Zacznijmy. - urzędnik zaczął wyuczoną na pamięć formułkę. Następnie zwrócił się do mnie z kolejną, przypasowując jedynie odpowiednie nazwiska. To smutne, nic wyjątkowego. -Czy ty Nikito Gonzales, świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, bierzesz sobie obecnego tu Justina Biebera za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską? - cały czas patrzyłam na Justina i szukałam cienia wątpliwości na jego twarzy.

-Tak. - powiedziałam niemal szeptem. Chrząknęłam i powtórzyłam głośniej – Tak.

-A czy ty Justinie Bieber, świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, bierzesz sobie obecną tu Nikitę Gonzales za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską? - powtórzył pracownik...

-Tak. - Justin odpowiedział z lekkim uśmiechem i pewnością w głosie. Nie miał innego wyboru. Tylko tak odzyska rodzeństwo.

-Więc oficjalnie ogłaszam was mężem i żoną. Wymieńcie się obrączkami. - oboje wzięliśmy obrączki z tacki, którą trzymała Jazzy i krzyżując ręce, w tym samym momencie wymieniliśmy się krążkami z białego złota. Były śliczne. Na mojej po wewnętrznej stronie wygrawerowano Justin, a na jego, moje. Nie wiem, po co właściwie ten zabieg, ale to miłe. - A teraz możecie się pocałować. - kurde, tego nie przemyślałam. Nie chciałam się całować z Justinem. No dobra, nie chciałam tego robić przy wszystkich. Na osobności wcale nie pogardziłabym pocałunkiem. Szczerym pocałunkiem, ale na takowy chyba nie bardzo mogę liczyć.

Justin delikatnie pochylił się i obdarzył moje wargi delikatnym muśnięciem, po czym objął mnie w pasie i przedłużył pocałunek. Przerwał dopiero, kiedy na sali rozbrzmiały się gromkie brawa gości. Uśmiechnął się do mnie słodko i jeszcze raz dziobnął mnie w usta. Złapał za rękę i pomógł zejść z podestu. Następnie jedną ręką oplótł moją talię i razem podeszliśmy do miejsca, gdzie wpisaliśmy się do księgi i podpisaliśmy potrzebne dokumenty, a za nami Aubrey i Dylan, jako świadkowie.

* * *

Przyjęcie spędziliśmy w miłej atmosferze. Zjedliśmy obiad w restauracji mojego taty i tam posiedzieliśmy parę ładnych godzin. W końcu zmęczeni wróciliśmy do domu. Chłopaki śmieli się, że z Justinem powinniśmy zarezerwować pokój w hotelu, bo w domu są oni i Jazzy, ale to były bardzo głupie żarty z ich strony. Cały czas podśmiewali się z tego, że nie chcą być świadkami naszych upojnych chwil. Frajerzy.

Po powrocie przyjaciele i mój brat rozłożyli się na kanapach w salonie, a ja zabrałam Jazzy na górę i przyszykowałam do spania, po czym położyłam ją w łóżku w pokoju jej i Jaxona, a następnie leżąc koło niej, zaczęłam opowiadać bajkę. W połowie przyszedł Justin i stwierdził, że przyłączy się do opowiadania. W końcu doszło do tego, że nie zgadzaliśmy się w paru kwestiach dotyczących królestwa i jego władcy, więc Bieber przejął pałeczkę i po SWOJEMU dokończył MOJĄ bajkę. Idiota. Byliśmy tak pochłonięci opowiadaniem, że nawet się nie zorientowaliśmy, że chwilę po przyjściu starszego brata, Jazzy odpłynęła.

-Wstajemy, droga żonko. - wstał i w momencie, w którym już miałam się dźwignąć do góry, Bieber wziął mnie na ręce, jak prawdziwą pannę młodą. - powinienem cię przenieść przez próg. - zaśmiał się, wyszedł na korytarz i stanął przed swoją sypialnią.

-Jus, chcę się przebrać i zejść na dół do chłopaków. - powiedziałam patrząc na niego już dawno zarezerwowanym dla niego spojrzeniem pod tytułem „ogarnij się idioto”, ale ten tylko pokręcił głową i wniósł mnie do swojego pokoju, położył na łóżku i zawisnął nade mną. - co ty robisz, idioto?

-Idioto? Czy tak według ciebie zwraca się do męża? - i znów ten chytry uśmieszek. I zaczął mnie gilgotać. No debil, jakich mało. - cholero, miej łaskotki, no! Jak można nie mieć łaskotek, co? Twojego brata, to strach dotknąć, a ty?! - wzruszyłam tylko ramionami, a Bieber pochylił się jeszcze bardziej i tak po prostu mnie pocałował. Wspominałam już, że jest idiotą? Odwzajemniłam pocałunek, ale Justinowi było mało i przeciągnął go, najbardziej, jak tylko mógł. - chcę się z tobą kochać. - wyszeptał mi prosto do ucha. A ja? A mnie zatkało. Nie przez kontekst zdania, bo po nim mogłam się tego spodziewać, ale przez to, że użył tego słowa.

/Justin/

-Chcę się z tobą kochać. - cholera, sam się zdziwiłem, że coś takiego powiedziałem. Jakim cudem takie słowa wyszły z moich ust... i to w kierunku Gonzales? Dziewczyna patrzyła na mnie w szoku i szczerze mówiąc wcale jej się nie dziwię. Zaledwie kilka dni temu powiedziałem jej kilka słów za dużo, a teraz takie coś? To nie w moim stylu.

-Zejdź ze mnie Justin. - szepnęła ledwie słyszalnie. Co najdziwniejsze, wcale nie próbowała się spode mnie wyślizgnąć, po prostu leżała, jakby licząc na to, że jednak się nie podniosę. A ja? Nie wiedziałem, co mam zrobić. Naprawdę chciałem uprawiać z nią seks, a jednak nie chciałem jej skrzywdzić. W końcu i tak już to zrobiłem za pierwszym razem. Nie chciałem jej do niczego zmuszać. Przewróciłem się więc na plecy, a ją pociągnąłem za sobą. Teraz to ona siedziała na mnie, a ja patrzyłem jej w oczy.

-Ty zdecydujesz, czy do czegoś dojdzie...

* * *

Zszedłem tuż za dziewczyną na dół, po czym ja udałem się do salonu, a Nikita poszła do kuchni wstawić wodę na herbatę. Wchodząc do pokoju dziennego zarobiłem głupie, ciekawskie i co najmniej idiotycznie ''cwaniackie'' spojrzenia chłopaków. Nawet Bree patrzyła na mnie, głupio się uśmiechając, cóż, klimat jej się chyba udzielił. Jedynie Dylan miał skwaszoną minę i wyglądał, co najmniej, jakby miał kij w dupie. Naprawdę. Hmm. Może za mało wypił, albo coś mu się nie spodobało. Być może seks z tym super kijem. Już chciałem usiąść między Mikiem i Dylanem, a w tym samym czasie do pomieszczenia weszła Nikita. Wszyscy, jak na zawołanie, tym samym wzrokiem i niezmiennymi minami, spojrzeli na nią. Okej, to się robi dziwne. Usiadłem między chłopakami, a dziewczyna wepchnęła się między mnie a niezadowolonego brata.

-Byliście wyjątkowo cicho. - zaśmiał się Jaxon. - zawsze myślałem, że noce poślubne wyglądają znacznie inaczej. - pokazał mi język. Gówniarz! Zgromiłem go wzrokiem, którym swoją drogą mógłbym zrobić karierę płatnego mordercy, a ten tylko uśmiechnął się niewinnie i słodko, jak razem z Jazzy mają w zwyczaju, żeby mnie zmiękczyć. Odkąd pamiętam, działało.

-Może Bieber tylko udaje, że ma takiego dużego, a w praktyce nie potrafi nawet żony zadowolić – przedstawiam państwu dzieciarnię. Kolejny był David. Idiota.

-Może ją zakneblował – cwany uśmieszek Aubrey.

-A może... - Mike.

-A może już skończcie, co? Jak sami zauważyliście, to się nazywa NOC poślubna, a jest dopiero dwudziesta druga. - okej, taka żona to skarb. Jak będę oddawał, to tylko w dobre ręce... oparła głowę o moje ramię, a ja tym samym objąłem ją w talii tak, że wtuliła się w mój tors. Ziewnęła słodko zasłaniając przy tym usta. Wyglądała, jak mały, słodki kotek.

-A ja jednak mam nadzieję, że wcale nie przekonamy się o tym, co znaczy ta wasza noc. Masz szczęście, Bieber, że nie dobrałeś się jeszcze do mojej siostrzyczki, bo właśnie w tym momencie obiecuję ci, że jeśli ją skrzywdzisz, to osobiście pozbawię cię jaj i zawieszę na ścianie w twoim pokoju, żebyś codziennie podziwiał, jak wielkim idiotą byłeś dotykając moją malutką Nikitkę w nieodpowiedni sposób. Jasne?! - powiedział Dylan mocno wkurzonym głosem. Cóż, pomyśleć, że to on pierwszy namawiał mnie do tego małżeństwa. Kiwnąłem tylko głową i z bezczelnym uśmieszkiem cmoknąłem Chachi w czoło, a ta ze śmiechem pacnęła mnie w ramię. - To skoro już wszystko jasne i jesteście już tu z nami z powrotem, to wypijmy, za wasze zdrowie i zdrowie waszego szkraba. - uśmiechnął się Diabeł, a mnie zatkało.

-C..Co?!

-No chyba taki był plan, żeby wszystko poszło, jak trzeba, tak? Będziesz ojcem tego groszka na papierze. - wytłumaczył Gonzales, jednak od razu został trzepnięty w łeb przez siostrę. O tak! Tak trzymaj mała. Żeby nie wyszła z wprawy.

-MALINKI, frajerze!

Podniosłem się lekko z sofy, po czym wziąłem do lewej ręki litrową butelkę czystej wódki i polałem każdemu z wyjątkiem Nikity i Jaxona. Mój braciszek trochę się burzył, ale na szczęście wystarczył mój karcący wzrok i się ogarnął. A mówiąc, że się ogarnął, mam na myśli to, że kiedy odstawiłem naczynie, przejął je Dylan i wielkim uśmiechem polał młodziakowi. Od razu wyjaśniam, to nie tak, że jestem jakimś hipokrytą, bo, jak można się domyśleć, w jego wieku piłem, ale jutro mam go odwieźć do tego okropnego miejsca, a nie chcę zaprzepaścić swoich szans na odzyskanie rodzeństwa przez to, że Jaxon się nawali. Równie dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że mój brat też ma już pierwsze zabawy z alkoholem za sobą, bo to do mnie należało stawianie go po tym na nogi. Mimo wszystko dzisiaj pozwolę wypić mu dwa kieliszki i o większej ilości niech nawet nie marzy. Nagle Nita wzięła do ręki swój kubek z herbatą, którą w międzyczasie zdążyła zaparzyć i lekko uniosła się do góry.

-Kochani, chciałabym wznieść toast. Za mnie i za Justina, aby udało nam się odzyskać rodzeństwo mojego męża. - uśmiechnęła się słodko, swoją drogą - mąż z jej ust brzmi całkiem spoko, i wzięła łyk napoju, co za nią powtórzyliśmy, tyle, że my kubek herbaty zamieniliśmy na kieliszki wódki. I tak zakończyło się nasze wesele...

___

Chcę was baaaaaaaaaaaaaaaardzo przeprosić za 3 miesiące bez rozdziału, naprawdę mega przepraszam. Nie powiem, że ciężko mi się go pisało, bo jak już się przybrałam to napisałam (bo nie mogłam spać, nie wiem, czemu), aczkolwiek tak cholernie trudno było mi spiąć poślady, usiąść przed komputerem i coś napisać, że tragedia ;o więc przepraszam jeszcze raz, mam nadzieję, że wam się podoba i was nim nie zawiodłam <3 kocham mocno :****