czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 16

ZABIJECIE MNIE
/Justin/

Obudziłem się zalany potem. Po chwili zorientowałem się, że siedzę na łóżku, a za oknem dopiero się rozjaśnia. Otarłem zmęczoną, mokrą twarz i postanowiłem nie kłaść się już spać. Mój sen był tak zabójczo realny, że nadal miałem wrażenie, iż nie był tylko i wyłącznie nocnym koszmarem, ale  rzeczywistością, której za cholerę nie chciałem przeżyć. Podniosłem się z łóżka i po ciemku pomaszerowałem do łazienki.

Ta nocna mara dała mi do myślenia i już chyba wiem, co powinienem zrobić. Po wejściu do pomieszczenia, nachyliłem się nad zlewem i kilka razy oblałem twarz zimną wodą, żeby się obudzić. Natomiast podnosząc się i zerkając w lustro, skrzywiłem się widząc własne odbicie. Oczy podkrążone, szarawa cera, wyraźnie zmęczona i do tego jeszcze sine usta, zupełnie nie wiem, dlaczego. Cóż, pozostało mi tylko wziąć prysznic i wymyślić, co zrobić, żeby nie dopuścić do ziszczenia się moich sennych zmor.

* * *

-Devil, durniu, wstawaj, zgadzam się. - powiedziałem na wstępie, bez pukania wchodząc do pokoju przyjaciela, który swoją drogą dalej błąkał się po krainie Morfeusza. Nic nie poradzę na to, że skoro ja się nie wyspałem, to i on nie musi. Jego tata już czytał gazetę przygotowując śniadanie i wpuścił mnie z otwartymi ramionami i wielkim uśmiechem na twarzy, więc nie czuję się ani trochę źle z myślą, że obudzę Dylana.

-Co ty tu robisz chuju, daj mi spać! - naciągnął kołdrę na łeb i próbował spać dalej, ale nie ze mną takie numery. Wskoczyłem do niego na łóżko i usiadłem w miejscu, gdzie prawdopodobnie była jego dupa albo plecy. Zacząłem ściągać z niego kołdrę i łaskotać po całym ciele. Nie wiem, jak to możliwe, że Nikita zupełnie nie ma gilgotek, nawet na stopach i szyi, a tego frajera strach dotknąć, żeby nie zaczął się śmiać, wiercić i drzeć ryja w niebo głosy. No i tak, jak przewidywałem, wyleciał z łóżka, jak opętany. Tak wiem, że w sumie to dziwne, jak facet łaskocze kumpla, ale to po prostu najprostszy sposób na Gonzalesa. Nieważne, ważne, że działa. - Spierdalaj, nie dość, że mnie budzisz, to jeszcze i gilasz! Pojebało cię?! Jest – zerknął na zegarek i wytrzeszczył oczy. - za piętnaście siódma rano, co ty tu do chuja robisz i dlaczego nie śpisz?!!!

-Już się wykrzyczałeś? Czy może dać ci jeszcze parę minut? Nie mogłem spać, okej? Zgadzam się. -powiedziałem spokojnym tonem i czekałem, aż do jego jeszcze nie do końca obudzonego umysłu dotrą moje słowa i zacznie normalnie kontaktować.

-Chuj mnie obchodzi, że nie mogłeś spać, trzeba było sobie zaparzyć jakiś rumianej, melisę czy inne gówno, a nie tu... zaraz chwila, zgadzasz się? Serio? - na jego brzydkiej mordzie, bo przecież, ja jestem tysiąc razy przystojniejszy, zaczął pojawiać się głupawy uśmieszek. Przysięgam, że kiedyś mu go zedrę, ale jeszcze nie dzisiaj, bo musi mi pomóc. - no dobrze, wybaczam ci, ale dlaczego przyszedłeś tak wcześnie rano?

-Bo trzeba wszystko załatwić i przygotować, żeby to dobrze rozegrać, idioto.


/Nikita/

Po kiego wafla ten chuj tu przychodzi? Po co robi mi nadzieję? Myślałam, że mu na mnie zależy, ale nie, bo on tylko udaje takiego kochanego, a tak naprawdę, kiedy dziecko się urodzi, zostawi nas na pastwę losu. No dobra, może nie na pastwę losu, w końcu mamy, gdzie mieszkać, ale mimo wszystko, on nie zamierza się zajmować naszym dzieckiem. Nie zamierza mi pomóc. Cholerny egoista. Wiedział gdzie wsadzić tego swojego...ugh, ale, żeby ponieść konsekwencje, to już nie on. A ja głupia myślałam, że się zmienił, że zmądrzał. Cóż, teraz tego nie docenia, ale być może za kilka lat będzie chciał być ojcem dla swojego dziecka, ale wtedy będzie już za późno. Ja nie zamierzam sama wychowywać maleństwa, żeby potem, jak już będzie większe raptownie znalazł się supertata o nie, co to to nie. Ten przygłup straci swoją szansę, a później jej już tak łatwo nie odzyska. Nigdy nie chciałam, żeby moje dziecko wychowywało się bez ojca, ale nie mam wyboru, on mi go nie daje.


Późnym rankiem postanowiłam wreszcie wstać z łóżka, więc udałam się do kuchni z zamiarem zaparzenia sobie porannej... herbaty. Tak, niestety herbaty, bo przez ciążę musiałam zrezygnować z porannego espresso i papierosa. Spróbujcie rzucić dwa nałogi naraz. Właśnie to mnie najbardziej dobija w tej ciąży, ale jakoś muszę to przeżyć. Tak więc, wstawiłam wodę na herbatę i do dwóch szklanek wrzuciłam cytrynę. Jedną do szklanki z torebką od herbaty, natomiast drugą do pustej, do której nalałam chłodnej wody i rozciapałam, żeby wypłynął sok. Wypiłam miksturę, którą, odkąd rzuciłam kawę, piję codziennie, ponieważ rozbudza prawie tak samo, jak napój bogów, dwoma łykami i czekałam, aż czajnik z wodą na herbatę zacznie piszczeć. Kiedy to się stało, nalałam płynu do szklanki i postawiłam na wyspie kuchennej. W tym czasie do pomieszczenia wszedł Mike. Inaczej, wszedł przerażająco szczęśliwy, a przynajmniej, jak na nasze humory od tygodnia.

-Cześć słoneczko. - uśmiechnął się i przytulił mnie, całując w czółko.

-No hej, a co ty taki szczęśliwy, Sparkly?

-Bo niedługo Jazzy do nas wraca.


/Justin/

-Masz sam ją zaprosić. - usłyszałem wskazówkę, a raczej rozkaz z ust Dylana.

No jasne, ciekawe kurwa jak. Ona jest na mnie obrażona, ale w sumie on o tym nie wie. Co jednak nie zmienia faktu, że ona jest na mnie obrażona i na pewno, na milion procent się nie zgodzi. Trzeba to rozegrać inaczej, a ja muszę wymyślić, jak, żeby było dobrze. Hmm.

-Nie, ona się nie zgodzi, ostatnio się trochę pogryźliśmy, stary. Zrobimy tak, ja będę czekał na miejscu, a ty wyciągniesz ją z domu i dostarczysz. Tak będziemy mieli pewność, że dotrze i myślę, że będzie zaskoczona, nie? To może pomóc. - uśmiechnąłem się z nadzieją, że ten argument wystarczy. Było jeszcze tyle do zrobienia, a nawet nie wiedzieliśmy, co zrobić, żeby Nikita znalazła się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie.

-Eh, dobra. Poświęcę się dla dobra ogółu i to ja będę się użerać z nią i jej głupimi humorami.

-Kocham cię Diabeł. - wyszczerzyłem się.


/Nikita/

Siedzę z herbatką i popcornem przed telewizorem i oglądam „The Big Bang”. No dobra, mam jeszcze ogórki kiszone, ale to nieważne. Cały czas śmieję się z wyrafinowanych żartów Sheldona. On jest boski, szczególnie, kiedy prezentuje swoje teorie Howardowi. Nagle słyszę dzwonek do drzwi, a z uwagi na to, że jestem sama w domu, znowu, idę otworzyć. W progu stoi listonosz.

-Przesyłka do pani Nikity Gonzales. - mówi zerkając na papier trzymany w ręku. Podpisuję potwierdzenie odbioru i z listem w ręce wchodzę do salonu. Domyślam się, co to oznacza. Siadam na kanapie, wyłączam telewizor i rozrywam kopertę. Wdech i wydech Nikita. Zaraz wszystko stanie się jasne. Z zamkniętymi oczami wyjmuję papier i wzdycham. Raz... okropnie się stresuje. Dwa... a co, jak moje przypuszczenia się potwierdzą? Trzy... otwieram oczy i spoglądam na pierwszą stronę.
Benito Gonzales i Nikita Gonzales
Zgodność DNA: 99.3%
Potwierdzenie ojcostwa. 

POTWIERDZENIE OJCOSTWA!!! TAK. Benito jest moim biologicznym ojcem. Z moich oczu pociekły łzy. Drżącymi rękoma przewróciłam na następną stronę.
Nikita Gonzales i Dylan Gonzales
Zgodność DNA: 99.9%

Teraz już nie płakałam, ja wyłam ze szczęścia. Przynajmniej tyle dobrego w ciągu ostatnich tygodni. Przesiedziałam z tak ważnymi dla mnie kartkami w ręku ponad pół godziny, zanim się ogarnęłam, poszłam do łazienki i umyłam zapłakaną twarz. Poprawiłam włosy i wróciłam do salonu. Wtedy usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Ktoś wszedł do domu. Może, gdybym zapomniała, że mieszkam z trzema wariatami, to bym się przestraszyła, ale już przywykłam, że ktoś wchodzi bez pukania. Nagle w salonie pojawił się mój brat we własnej osobie. Mój ukochany brat, który, teraz mam pewność, na pewno jest moim bratem. Wstałam i rzuciłam mu się na szyję, oplatając do nogami w pasie. Zachwiał się, ale jednak dał radę nas utrzymać.

-Cześć, dawno nie reagowałaś tak na mój widok.

-Braciszku. - pocałowałam go w policzek. - Dostałeś wyniki badań? - spytałam i spojrzałam w brązowe oczka mojego bliźniaka.

/Dylan/

-Dostałeś wyniki badań? - jasne, że dostałem. Tylko do nich nie zaglądałem, bo jestem pewien, że Nikita jest moją siostrą, a ojciec ojcem. Myśl, Dylan, myśl. Co by tu wymyślić, żeby wyciągnąć ją z domu. Hmmm.. wiem.

-Jasne, i nie, nie zaglądałem, siostrzyczko. Ale właśnie z tego powodu tata prosił, żebym cię przywiózł na rodzinną kolację w jego restauracji. Rozumiesz, chce uczcić to, że jesteśmy pewni tego, że jesteśmy rodziną. Tak więc na górę marsz!

* * *

-Załóż tę śliczną czerwoną sukienkę. - pokazałem na materiał, który najbardziej mi się podobał. No cóż, to moja siostra, ale mimo wszystko w tej kiecce wyglądałaby seksownie.

-Zgłupiałeś?! Przecież ja się w to nie zmieszczę! Nie wiem, czy nie zapomniałeś, że jestem w ciąży. Poza tym nie założę sukienki. - odpowiedziała nadal grzebiąc w szafie. Nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem. Wdech i wydech Dylan, robisz to dla dobra ogółu.

-To załóż tę czarną. W nią się wciśniesz.

-Nie założę sukienki.

-No proszę!

-Nie. - wybrała dopasowane beżowe spodnie i luźną białą bluzkę z turkusowymi i czarnymi wzorami po bokach. Do tego włożyła czarną marynarkę z trzy/czwartym rękawem i czarne nie za wysokie szpilki. Wyglądała ładnie i elegancko, ale lepiej by było, gdyby włożyła sukienkę. Cóż, nie mam zamiaru się z nią kłócić. Moja siostra ubrała się i zrobiła delikatny makijaż. Włosy rozpuściła i zostawiła naturalnie pofalowane. Tak wyglądała ślicznie.

-Możemy iść.

/Justin/ 

Wszystko gotowe i dopięte na ostatni guzik, teraz zostało mi tylko czekać na Gonzalesów. Cholera, mam nadzieję, że wszystko wypali.

/Nikita/

Wysiadam razem z bratem z jego sportowego samochodu i ramię w ramię idziemy do restauracji. Z tego, co wiem, mamy usiąść w najlepszej loży, tak jak zwykle. Cóż się dziwić, mój tata jest właścicielem tej restauracji. Swoją drogą ładnie sobie to wymyślił. Dawno nie jedliśmy razem, więc uczcimy to, że już wszyscy jesteśmy stuprocentowo pewni, że jesteśmy rodziną. Brat zaprowadził mnie do naszej ulubionej loży, ale jeszcze nikogo tam nie było. Stół nakryto dla dwóch osób, na środku stał świecznik, a na białym obrusie leżały płatki zielonych storczyków. Moich ulubionych kwiatów. Nim się zorientowałam, Dylana już nie było. Zamiast tego, zza ścianki wyłonił się Bieber.

-Witaj, ślicznotko. - uśmiechnął się, podszedł do mnie i pocałował mnie w rękę. Serio, Bieber? Serio? Teraz będziesz zgrywał dżentelmena? Trochę na to za późno. Zmierzyłam go wzrokiem i zabrałam dłoń.

-Co to ma znaczyć? - spojrzałam na niego jak na debila. No właściwie to zawsze tak na niego patrzę. - To mają być jakieś przeprosiny za wczoraj, czy jak?

-Tak. Przepraszam za wczoraj, nie powinienem był tego mówić. Zapomnijmy o tym, proszę. Zjemy coś i spędzimy trochę czasu razem, będzie miło.

-Ok.

* * *

Siedzieliśmy z Justinem, rozmawiając o głupotach. O pogodzie, muzyce, filmach i tych sprawach. Co prawda, czas mijał nam miło i w sumie to szybko zleciało te dwie godziny. Zrelaksowałam się i pozwoliłam sobie odpocząć od dręczących mnie myśli. Czułam się swobodnie w towarzystwie Biebera i nie myślałam nawet o naszej wczorajszej sprzeczce. Często się do siebie uśmiechaliśmy i nawet parę razy przez przypadek złapaliśmy za rękę albo ocieraliśmy się nogami. Czułam się trochę, jakbym była z chłopakiem, a nie kumplem, z którym jestem w ciąży i nie bardzo się dogadujemy. Cóż, było miło. Atmosfera między nami nie była uciążliwa. Raczej lekka i przyjemna. Nie wracaliśmy do tematu wczoraj, ani nie poruszaliśmy tych bolesnych kwestii. Ja próbowałam skupić się na tym, że możliwe, iż Spooky naprawdę żałuje tego, co powiedział, a on chyba starał się pokazać mi swoją drugą, lepszą stronę.

-Nita, może wyjdziemy już. Chcę cię jeszcze gdzieś zabrać. - uśmiechnął się. I zaczął powoli wstawać. Poszłam w jego sprawy i zaraz naciągnęłam na ramiona żakiecik. W sumie, to zastanawiam się, dlaczego mój brat koniecznie chciał mnie ubrać w sukienkę. Przecież to nie jest randka. To tylko głupia kolacja z głupim, megaprzystojnym Bieberem, którego mój brat zabiłby bez mrugnięcia okiem, kiedy by się dowiedział, że z nim spałam. To nic, czego Dylan nie wie, to go nie zaboli.

Wyszliśmy z budynku i wsiedliśmy do BMW Biebera. Ja nie mogłam pić przy kolacji, więc Justin też zrezygnował z wina na koszt soku ze świeżo wyciśniętych pomarańczy. Jechaliśmy w ciszy jakieś dwadzieścia minut. Nie pytałam, gdzie mnie zabiera, bo wiedziałam, że to nie ma sensu. I tak by mi nie powiedział. Zatrzymaliśmy się dopiero pod jakimś ogromnym budynkiem. Justin wysiadł z samochodu i nim ja zdążyłam to zrobić, okrążył swoje maleństwo i podał rękę uprzednio otwierając drzwi od strony pasażera. No proszę bardzo, ciekawe, kto go nauczył takich manier i po co się zgrywa. Okej, to przestaje być zwykłą kumpelską kolacją na przeprosiny. Wysiadłam z auta i udałam się z moim towarzyszem w stronę wejścia do budynku. W holu Spooky szybko odnalazł odpowiednie drzwi, a mianowicie windę i pociągnął mnie delikatnie w tamtym kierunku. Zamknęłam oczy jeszcze zanim przekroczyłam próg tego cholernie klaustrofobicznego pomieszczenia.

-Ktoś się boi wind? - uchyliłam powieki, żeby dostrzec jego drwiące spojrzenie, ale postanowiłam tego nie komentować. Objął mnie od tyłu i położył swoją głowę na moim lewym ramieniu, szepcząc mi na ucho i całując za nim – spokojnie skarbie, twój rycerz jest przy tobie. - podziałało, ponieważ wybuchłam śmiechem i nim się zorientowałam, wychodziliśmy na dach.

Był tam ogromny wyświetlacz, naprzeciwko którego stał projektor, a za nim łóżko małżeńskie California King Bed, na którym były wysypane płatki moich ulubionych kwiatów. Wyglądało pięknie i … romantycznie? To już zdecydowanie nie jest tylko kumpelskim wypadem. Z jednej strony mi się to podobało, a z drugiej byłam przerażona, a co jak mnie zgwałci na dachu prawdopodobnie najwyższego budynku w mieście?

-I jak, podoba się? To nie wszystko. - podprowadził mnie do łóżka. - Połóż się wygodnie, a ja włączę film. - puścił mi oczko i podszedł do projektora. Westchnęłam i zrobiłam, co kazał. Zdjęłam buty i znalazłam najwygodniejszą pozycję do oglądania. Po chwili mój towarzysz położył się obok mnie i zaczęliśmy oglądać. Co? Oczywiście mój ulubiony film.

-Skąd wiedziałeś, że dwójka jest moją ulubioną? - spojrzałam na niego kątem oka.

-Bo wszyscy wiedzą, że lecisz na Latynosów. Dirty dancing to klasyka, ale ty wolisz dwójkę, bo lecisz na Javiera. Ale dzisiaj będziesz musiała zadowolić się tylko mną. - puścił mi oczko i pocałował w nos. Okeeeej.

[…]

-Chcesz zatańczyć? - zobaczyłam głupi aka seksowny uśmieszek Biebera i ze śmiechem pokręciłam głową. Niestety ten nie rozumie umownych znaków w naszym kraju i po chwili byłam już, na bosaka, postawiona na podłodze, tuż przed nim, a mój pomysłowy kolega złapał mnie jedną ręką za biodro, drugą, trzymał na moim udzie, zaś nasze nogi były przeplecione ze sobą.* Zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki włączonej przez Justina – Represent Cuba**. Nagle Bieber gwałtownie odchylił całe moje ciało do tyłu, a następnie powoli podnosił z powrotem do góry. Uśmiechnęłam się, a on delikatnie musnął moje usta, po czym kontynuował ociekający seksem taniec. Kiedy muzyka zmieniła się na Hips don't lie Shakiry, Justin okrążył mnie i stanął za mną. Nasze biodra były zetknięte ze sobą, a my poruszaliśmy się ocierając o siebie idealnie z melodią. Na sam koniec piosenki Justin złapał mnie za rękę i wykonał parę obrotów, po czym złapał pod nogami i wziął mnie na ręce w stylu małżeńskim, po czym ze mną w ramionach obrócił trzy razy. Odstawił mnie na ziemię i wpił w moje usta. Całowaliśmy się namiętnie, przelewając całe napięcie w tym pocałunku. Oderwaliśmy się od siebie, a Bieber trzymając moje dłonie w swoich uklęknął. Byłam zupełnie zdezorientowana i nie wiedziałam, co się dzieje. - Wyjdź za mnie.

___
Nie komentuje tego, 5 stron w Writterze :D nareszcie napisałam ;oo Wiem, że mnie zabijecie, za końcówkę albo za to, że tak skończyłam, ale na swoją obronę, to w ogóle miało być w następnym rozdziale ;o także chillout kochane :*** Buzi, przypisy plus gify laseczki moje <33 
#kocham #mocno #złapałam #wenę 
teraz jeszcze tylko koncepcja i czas i będę pisać <33333

*Tak jak w Dirty Dancing 2, kiedy Katie i Javier, którego swoją drogą uwielbiam, tańczyli za kotarą, ogólnie taniec Chachi i Biebera mniej więcej tak wyglądał, tu macie gify, bo nie umiem tego opisać, a właśnie o to chodzi. Swoją drogą, to jest naprawdę mój ulubiony film i mogłabym go oglądać w nieskończoność :3

 Tak nogi :3 (jedynka)

Mmm <333

Tu mi chodzi o te odchylenie :3


A to mój ulubiony moment z DD2 <3333 to takie słodkie <3 

**Taka tam całkowita dygresja, znam Represent Cuba duuużo dłużej niż pierwszy raz obejrzałam film, bo kiedyś tańczyłam do tego Cha-chę w szkole i cholernie lubię tę piosenkę, więc nie jest tu przypadkowo :3 a Hips don't lie uwielbiam oczywiście całą sobą :3