sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 19

Witajcie, tak się jaram, bo już dzisiaj wypada dokładnie rok od założenia bloga i pierwszej notki, a we wtorek minie rok, od opublikowania prologu, liczyłam, że w tym czasie dodam od 17 do 21 rozdziałów i cóż, jak widać, wstrzeliłam się w środeczek z dzisiejszą dziewiętnastką :3 w ogóle nie liczyłam na tyle czytelników, ale marzenia się spełniają, a to było takie moje malutkie marzenie <3 a z okazji tego, że nie składałam życzeń na święta (bo nie bardzo lubię życzeń świątecznych) tak dzisiaj składam życzenia noworoczne, dużo zdrówka przede wszystkim, szczęścia, pieniążków, tej jedynej miłości (na którą ja w sumie nawet jeszcze nie liczę:P), zdrowych relacji międzyludzkich i spełnienia najskrytszych marzeń, bo właśnie te małe marzenia przynoszą wiele szczęścia. Mam też nadzieję, że z jednej strony zabawa sylwestrowa była udana, z drugiej, że jednak nie macie kaca (choć ja bym kacem nie pogardziła, niestety nic nie piłam :D), bo moja noc sylwestrowa była w gronie kochanej Siostrzyczki Kamci, którą pozdrawiam, bo właśnie zaczęła czytać moje wypociny, a z drugiej, jednaj jestem już na tyle "duża", że liczyłam na jakiś dobry melanż, a jednak się nie udało, nie w tym roku to w następnym, nie ? (nie, od jakiś 4 lat jest to samo XD <3), a jeszcze ostatnie słowa do tego sylwestra, nawet jednej fajerwerki w tym roku nie widziałam :D to pozdrawiam gorąco i pod spodem jeszcze króciutkie przeprosiny <3333333 #muchlove #dużomiłości #kochammoichczytelników #niech2016będzieudany!!! <333 :***


Wolnym krokiem idę w stronę specjalnie wygospodarowanego miejsca, w którym razem z Justinem mamy złożyć przysięgę małżeńską. Rozglądam się po sali z nadzieją, że wśród niewielu gości dostrzegę moją mamę, ale niestety po raz kolejny przekonuję się o tym, iż nie warto wierzyć w cuda. Robi mi się smutno, ale staram się nie myśleć o tym, że moja rodzicielka ma zupełnie wyjebane na mnie i w ogóle nie interesuje jej moje życie. Dla niej jestem martwa.

Wodzę wzrokiem po wszystkich, ale szerokim łukiem omijam Biebera. Cóż, i tak nie mogę tego robić w nieskończoność, bo kiedy już podchodzę do podestu, gdzie muszę się zatrzymać, powoli skupiam uwagę na moim przyszłym mężu. Jakkolwiek dziwnie i nienaturalnie to brzmi. Robię krok i wchodzę na ''scenę'', kiedy czuję, że Justin łapie moją rękę i pomaga mi utrzymać równowagę. Jego dłonie się trzęsą, a na ustach widnieje delikatny, nieśmiały uśmiech. Lustruję go wzrokiem. Ma na sobie chabrowe spodnie ze zwężanymi nogawkami, białą koszulę, a do tego marynarkę w kolorze spodni i różową muchę (przyp. aut. Prawda że śliczna? <333 brałabym :***), a z kieszonki na piersi wystaje tego samego koloru butonierka. Włosy postawione na żel, wypieszczone jeszcze dokładniej niż na co dzień prezentowały się idealnie. Cóż, muszę przyznać, że wychodzę za boga seksu, bez względu na formę tegoż małżeństwa.

Uśmiecham się do Biebera, a on odwzajemnia ten gest. Jeszcze raz zerkam na zebranych i dochodzę do wniosku, że mi jest smutno, z powodu braku mamy, a co dopiero ma powiedzieć Justin. Od niego nie ma żadnego z rodziców. Na pewno chciałby, żeby na jego ślubie, nawet takim, była Pattie. I w tym momencie mam ochotę walnąć sobie w twarz. Idiotka, przecież, gdyby nie śmierć Pattie, on nie brałby ze mną ślubu.

-Zebraliśmy się dziś, aby towarzyszyć tej dwójce w tej wyjątkowej chwili. Zacznijmy. - urzędnik zaczął wyuczoną na pamięć formułkę. Następnie zwrócił się do mnie z kolejną, przypasowując jedynie odpowiednie nazwiska. To smutne, nic wyjątkowego. -Czy ty Nikito Gonzales, świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, bierzesz sobie obecnego tu Justina Biebera za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską? - cały czas patrzyłam na Justina i szukałam cienia wątpliwości na jego twarzy.

-Tak. - powiedziałam niemal szeptem. Chrząknęłam i powtórzyłam głośniej – Tak.

-A czy ty Justinie Bieber, świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, bierzesz sobie obecną tu Nikitę Gonzales za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską? - powtórzył pracownik...

-Tak. - Justin odpowiedział z lekkim uśmiechem i pewnością w głosie. Nie miał innego wyboru. Tylko tak odzyska rodzeństwo.

-Więc oficjalnie ogłaszam was mężem i żoną. Wymieńcie się obrączkami. - oboje wzięliśmy obrączki z tacki, którą trzymała Jazzy i krzyżując ręce, w tym samym momencie wymieniliśmy się krążkami z białego złota. Były śliczne. Na mojej po wewnętrznej stronie wygrawerowano Justin, a na jego, moje. Nie wiem, po co właściwie ten zabieg, ale to miłe. - A teraz możecie się pocałować. - kurde, tego nie przemyślałam. Nie chciałam się całować z Justinem. No dobra, nie chciałam tego robić przy wszystkich. Na osobności wcale nie pogardziłabym pocałunkiem. Szczerym pocałunkiem, ale na takowy chyba nie bardzo mogę liczyć.

Justin delikatnie pochylił się i obdarzył moje wargi delikatnym muśnięciem, po czym objął mnie w pasie i przedłużył pocałunek. Przerwał dopiero, kiedy na sali rozbrzmiały się gromkie brawa gości. Uśmiechnął się do mnie słodko i jeszcze raz dziobnął mnie w usta. Złapał za rękę i pomógł zejść z podestu. Następnie jedną ręką oplótł moją talię i razem podeszliśmy do miejsca, gdzie wpisaliśmy się do księgi i podpisaliśmy potrzebne dokumenty, a za nami Aubrey i Dylan, jako świadkowie.

* * *

Przyjęcie spędziliśmy w miłej atmosferze. Zjedliśmy obiad w restauracji mojego taty i tam posiedzieliśmy parę ładnych godzin. W końcu zmęczeni wróciliśmy do domu. Chłopaki śmieli się, że z Justinem powinniśmy zarezerwować pokój w hotelu, bo w domu są oni i Jazzy, ale to były bardzo głupie żarty z ich strony. Cały czas podśmiewali się z tego, że nie chcą być świadkami naszych upojnych chwil. Frajerzy.

Po powrocie przyjaciele i mój brat rozłożyli się na kanapach w salonie, a ja zabrałam Jazzy na górę i przyszykowałam do spania, po czym położyłam ją w łóżku w pokoju jej i Jaxona, a następnie leżąc koło niej, zaczęłam opowiadać bajkę. W połowie przyszedł Justin i stwierdził, że przyłączy się do opowiadania. W końcu doszło do tego, że nie zgadzaliśmy się w paru kwestiach dotyczących królestwa i jego władcy, więc Bieber przejął pałeczkę i po SWOJEMU dokończył MOJĄ bajkę. Idiota. Byliśmy tak pochłonięci opowiadaniem, że nawet się nie zorientowaliśmy, że chwilę po przyjściu starszego brata, Jazzy odpłynęła.

-Wstajemy, droga żonko. - wstał i w momencie, w którym już miałam się dźwignąć do góry, Bieber wziął mnie na ręce, jak prawdziwą pannę młodą. - powinienem cię przenieść przez próg. - zaśmiał się, wyszedł na korytarz i stanął przed swoją sypialnią.

-Jus, chcę się przebrać i zejść na dół do chłopaków. - powiedziałam patrząc na niego już dawno zarezerwowanym dla niego spojrzeniem pod tytułem „ogarnij się idioto”, ale ten tylko pokręcił głową i wniósł mnie do swojego pokoju, położył na łóżku i zawisnął nade mną. - co ty robisz, idioto?

-Idioto? Czy tak według ciebie zwraca się do męża? - i znów ten chytry uśmieszek. I zaczął mnie gilgotać. No debil, jakich mało. - cholero, miej łaskotki, no! Jak można nie mieć łaskotek, co? Twojego brata, to strach dotknąć, a ty?! - wzruszyłam tylko ramionami, a Bieber pochylił się jeszcze bardziej i tak po prostu mnie pocałował. Wspominałam już, że jest idiotą? Odwzajemniłam pocałunek, ale Justinowi było mało i przeciągnął go, najbardziej, jak tylko mógł. - chcę się z tobą kochać. - wyszeptał mi prosto do ucha. A ja? A mnie zatkało. Nie przez kontekst zdania, bo po nim mogłam się tego spodziewać, ale przez to, że użył tego słowa.

/Justin/

-Chcę się z tobą kochać. - cholera, sam się zdziwiłem, że coś takiego powiedziałem. Jakim cudem takie słowa wyszły z moich ust... i to w kierunku Gonzales? Dziewczyna patrzyła na mnie w szoku i szczerze mówiąc wcale jej się nie dziwię. Zaledwie kilka dni temu powiedziałem jej kilka słów za dużo, a teraz takie coś? To nie w moim stylu.

-Zejdź ze mnie Justin. - szepnęła ledwie słyszalnie. Co najdziwniejsze, wcale nie próbowała się spode mnie wyślizgnąć, po prostu leżała, jakby licząc na to, że jednak się nie podniosę. A ja? Nie wiedziałem, co mam zrobić. Naprawdę chciałem uprawiać z nią seks, a jednak nie chciałem jej skrzywdzić. W końcu i tak już to zrobiłem za pierwszym razem. Nie chciałem jej do niczego zmuszać. Przewróciłem się więc na plecy, a ją pociągnąłem za sobą. Teraz to ona siedziała na mnie, a ja patrzyłem jej w oczy.

-Ty zdecydujesz, czy do czegoś dojdzie...

* * *

Zszedłem tuż za dziewczyną na dół, po czym ja udałem się do salonu, a Nikita poszła do kuchni wstawić wodę na herbatę. Wchodząc do pokoju dziennego zarobiłem głupie, ciekawskie i co najmniej idiotycznie ''cwaniackie'' spojrzenia chłopaków. Nawet Bree patrzyła na mnie, głupio się uśmiechając, cóż, klimat jej się chyba udzielił. Jedynie Dylan miał skwaszoną minę i wyglądał, co najmniej, jakby miał kij w dupie. Naprawdę. Hmm. Może za mało wypił, albo coś mu się nie spodobało. Być może seks z tym super kijem. Już chciałem usiąść między Mikiem i Dylanem, a w tym samym czasie do pomieszczenia weszła Nikita. Wszyscy, jak na zawołanie, tym samym wzrokiem i niezmiennymi minami, spojrzeli na nią. Okej, to się robi dziwne. Usiadłem między chłopakami, a dziewczyna wepchnęła się między mnie a niezadowolonego brata.

-Byliście wyjątkowo cicho. - zaśmiał się Jaxon. - zawsze myślałem, że noce poślubne wyglądają znacznie inaczej. - pokazał mi język. Gówniarz! Zgromiłem go wzrokiem, którym swoją drogą mógłbym zrobić karierę płatnego mordercy, a ten tylko uśmiechnął się niewinnie i słodko, jak razem z Jazzy mają w zwyczaju, żeby mnie zmiękczyć. Odkąd pamiętam, działało.

-Może Bieber tylko udaje, że ma takiego dużego, a w praktyce nie potrafi nawet żony zadowolić – przedstawiam państwu dzieciarnię. Kolejny był David. Idiota.

-Może ją zakneblował – cwany uśmieszek Aubrey.

-A może... - Mike.

-A może już skończcie, co? Jak sami zauważyliście, to się nazywa NOC poślubna, a jest dopiero dwudziesta druga. - okej, taka żona to skarb. Jak będę oddawał, to tylko w dobre ręce... oparła głowę o moje ramię, a ja tym samym objąłem ją w talii tak, że wtuliła się w mój tors. Ziewnęła słodko zasłaniając przy tym usta. Wyglądała, jak mały, słodki kotek.

-A ja jednak mam nadzieję, że wcale nie przekonamy się o tym, co znaczy ta wasza noc. Masz szczęście, Bieber, że nie dobrałeś się jeszcze do mojej siostrzyczki, bo właśnie w tym momencie obiecuję ci, że jeśli ją skrzywdzisz, to osobiście pozbawię cię jaj i zawieszę na ścianie w twoim pokoju, żebyś codziennie podziwiał, jak wielkim idiotą byłeś dotykając moją malutką Nikitkę w nieodpowiedni sposób. Jasne?! - powiedział Dylan mocno wkurzonym głosem. Cóż, pomyśleć, że to on pierwszy namawiał mnie do tego małżeństwa. Kiwnąłem tylko głową i z bezczelnym uśmieszkiem cmoknąłem Chachi w czoło, a ta ze śmiechem pacnęła mnie w ramię. - To skoro już wszystko jasne i jesteście już tu z nami z powrotem, to wypijmy, za wasze zdrowie i zdrowie waszego szkraba. - uśmiechnął się Diabeł, a mnie zatkało.

-C..Co?!

-No chyba taki był plan, żeby wszystko poszło, jak trzeba, tak? Będziesz ojcem tego groszka na papierze. - wytłumaczył Gonzales, jednak od razu został trzepnięty w łeb przez siostrę. O tak! Tak trzymaj mała. Żeby nie wyszła z wprawy.

-MALINKI, frajerze!

Podniosłem się lekko z sofy, po czym wziąłem do lewej ręki litrową butelkę czystej wódki i polałem każdemu z wyjątkiem Nikity i Jaxona. Mój braciszek trochę się burzył, ale na szczęście wystarczył mój karcący wzrok i się ogarnął. A mówiąc, że się ogarnął, mam na myśli to, że kiedy odstawiłem naczynie, przejął je Dylan i wielkim uśmiechem polał młodziakowi. Od razu wyjaśniam, to nie tak, że jestem jakimś hipokrytą, bo, jak można się domyśleć, w jego wieku piłem, ale jutro mam go odwieźć do tego okropnego miejsca, a nie chcę zaprzepaścić swoich szans na odzyskanie rodzeństwa przez to, że Jaxon się nawali. Równie dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że mój brat też ma już pierwsze zabawy z alkoholem za sobą, bo to do mnie należało stawianie go po tym na nogi. Mimo wszystko dzisiaj pozwolę wypić mu dwa kieliszki i o większej ilości niech nawet nie marzy. Nagle Nita wzięła do ręki swój kubek z herbatą, którą w międzyczasie zdążyła zaparzyć i lekko uniosła się do góry.

-Kochani, chciałabym wznieść toast. Za mnie i za Justina, aby udało nam się odzyskać rodzeństwo mojego męża. - uśmiechnęła się słodko, swoją drogą - mąż z jej ust brzmi całkiem spoko, i wzięła łyk napoju, co za nią powtórzyliśmy, tyle, że my kubek herbaty zamieniliśmy na kieliszki wódki. I tak zakończyło się nasze wesele...

___

Chcę was baaaaaaaaaaaaaaaardzo przeprosić za 3 miesiące bez rozdziału, naprawdę mega przepraszam. Nie powiem, że ciężko mi się go pisało, bo jak już się przybrałam to napisałam (bo nie mogłam spać, nie wiem, czemu), aczkolwiek tak cholernie trudno było mi spiąć poślady, usiąść przed komputerem i coś napisać, że tragedia ;o więc przepraszam jeszcze raz, mam nadzieję, że wam się podoba i was nim nie zawiodłam <3 kocham mocno :****