wtorek, 1 września 2015

Rozdział 17

Moi najdrożsi, dzisiaj 1 września! Czyż to nie wspaniałe? Zaczęliśmy kolejny rok w szkole! Kto się cieszy? 
Ja nie najbardziej, ale trzeba żyć, prawda? 
Obiecałam rozdział niedługo, to jest, z tej jakże przeznakomitej okazji :3 
Niesprawdzony :*

Moje oczy były wielkości nakrętek od słoików. Patrzyłam na klęczącego Biebera ze szczęką na podłodze, a on miał pokerową twarz. Nic nie dało się z niej wyczytać, jedynie oczy nadal pozostawały takie jakie zawsze. Byłam oniemiała i nie potrafiłam racjonalnie myśleć. Ba, ja nie potrafiłam wyjąkać nawet jednego słowa. Co to w ogóle miało być? Co to miało znaczyć?

-Nie żartuj. To jakieś mamy cię? Gdzie jest Dylan, gdzie kamery? Ludzie, możecie już wyjść, naprawdę. - zaczęłam się histerycznie śmiać i rozglądać w poszukiwaniu jakiś ludzi, którzy mogliby to nagrywać, jednak na dachu byliśmy sami i nie zauważyłam żadnej ukrytej kamery. Znów popatrzyłam na Justina. Nadal pozostawał w tej samej pozycji, ale teraz jego twarz była spięta. - Spooky...

-Wyjdź za mnie, ja nie żartuję. - powiedział i przełknął ślinę. Wyjął z kieszeni małe granatowe pudełeczko w kształcie serduszka, po czym je otworzył. Spojrzałam na pierścionek z białego złota z dużym turkusowym brylantem i maleńkimi różowymi okalającymi ten w centrum. On naprawdę nie żartuje. On... on chce... chce, żebym za niego wyszła. Żebym została jego żoną. 

-Nie.

-Co? 

-Przepraszam Justin, ale nie. Nie mogę. Nie teraz. Nie. - zaczęłam się jąkać. Nie wiem, o co mu chodzi, ale nie sądzę, że to dobry pomysł. Nie mogłam tak po prostu zapomnieć o wszystkim i pójść z nim do ołtarza. Spooky wstał, otrzepał spodnie i schował pierścionek w kieszeni. Przetarł twarz dłońmi i bez słowa zaczął iść w kierunku windy. Pobiegłam za nim i w ostatniej chwili wcisnęłam się do środka. Nie przeżyłabym, gdybym miała tym zjechać sama. Niestety chłopak już nie próbował być moim rycerzem. Ustał jak najdalej ode mnie, a ja usiadłam w rogu, skuliłam się i zamknęłam oczy przyciskając twarz do kolan. 

/Justin/

Nie, nie nie. Jezu, jaka ona jest głupia. Nienawidzę jej. Myślałem, że właśnie tego chce, tak? Chce, żebym się zobowiązał, żebym wziął na swoją odpowiedzialność ją i dziecko. Więc chyba ślub byłby pierwszym krokiem tak? Eh. No, ale kobiecie to nie sposób dogodzić. Szczególnie kobiecie w ciąży. Szczególnie Nikicie w ciąży. Aghr. No nienawidzę tej dziewczyny. Wyszłaby za mnie i byłoby po sprawie, ale nie bo ona ma tyle pusto w głowie i wie lepiej. 

Popatrzyłem na to, jak siedzi w windzie z zamkniętymi oczami i twarzą wciśniętą w kolana. Boi się. Ona totalnie boi się wind. Nie wiem, dlaczego. Chyba ma klaustrofobię. No nic. Jak już tam siedzi, to wytrzyma. Ma za swoje. Gdyby się zgodziła, to po pierwsze, jeszcze byśmy nie wracali, a po drugie, nie pozwoliłbym jej się bać. Jednak co chwilę zerkam na dziewczynę. Jest mi jej cholernie szkoda. Podchodzę do niej i kucam obok. Obejmuje ją i przyciągam do siebie całując jej czoło. Czuję łzy na koszulce i jest mi cholernie głupio. Nie wiem, czy płacze przez tą cholerną windę, czy może przeze mnie. Cóż w obu przypadkach to przez ciebie, idioto. Odzywa się moja podświadomość, a ja z niechęcią muszę przyznać jej rację. 

-Cśśś. Już wysiadamy. Wstawaj. - mówię, ale ona nie jest chętna do wstania. 

Płacze i cała się trzęsie. Kiedy winda się zatrzymuje, biorę ją na ręce w stylu małżeńskim i wynoszę z ciasnego pomieszczenia. Nikita chwyta mnie za szyje i mocno do mnie przytula. Postanawiam nie stawiać jej na ziemi, więc niosę ją do samego samochodu, do którego ją wkładam. Dziewczyna ląduje na miejscu pasażera i kuli się na siedzeniu w momencie, w którym siadam za kierownicę. Odjeżdżam spod budynku i kieruję się prosto do domu. Żadne z nas nie jest skore do rozmów, więc po prostu siedzimy w ciszy, pogrążeni we własnych myślach. 

Kiedy dojeżdżamy na miejsce, dziewczyna sama wysiada z samochodu, jeszcze zanim zdążę go zgasić. Naśladuję ją i idę w stronę wejścia. Wchodzę tuż za towarzyszką, a wszyscy wyglądają na nas z salonu z wyczekującymi minami. Chachi nawet nie zwraca na nich uwagi, tylko kieruje się do swojego pokoju. I dobrze, nie mam ochoty na rozmowy z nią. Udaję się do kuchni w celu nalania sobie pół szklanki bourbon'u, ale po wypiciu tego jednym łykiem dolewam więcej Jacka Danielsa, a po drugiej porcji piję już z butelki. W tym czasie do kuchni wchodzi Dylan. 

-Nie zgodziła się. - bełkoczę z już ujawniającą się czkawką. Cóż, może wypicie pół butelki whiskey z gwinta w ciągu jakiś pięciu minut to nie najlepszy pomysł? Pieprzyć to. Lubię cierpki, gorzkawy smak tego trunku. Odwracam się do przodem do przyjaciela i patrzę na jego smutną twarz. - nie zgodziła się, rozumiesz? Kurwa, nie zgodziła się.

-A powiedziałeś jej? Wyjaśniłeś? 

-Kurwa, no jasne, że nie. Nie miałem czasu i ochoty dalej tego ciągnąć. Ja z nią do cholery jasnej obejrzałem Dirty Dancing po raz czwarty, a ona się nie zgodziła! - mówiłem już na maksa wkurzony. Jak on mógł w ogóle myśleć, że ja się będę jej tłumaczył? No jak? Przecież to proste, że się wkurwiłem. Jak ona mogła nie przyjąć moich oświadczyn? No jak? Dlaczego? Przecież to do jasnej cholery normalne!

-To jej wyjaśnij. - spojrzał na mnie jakby właśnie powiedział coś najbardziej oczywistego, ale kiedy zobaczył mój wzrok i minę, zrezygnował. - okej, to ja jej wyjaśnię, a ty będziesz mnie przez rok całował po stopach. 

/Nikita/

Jak on mógł mi się tak po prostu oświadczyć? Jeszcze wczoraj mówił, że nawet nie przyzna się do dziecka, ba, że nawet nie chce go dotykać, żeby się nie przyzwyczaić, a teraz? Raptownie chce się ze mną ożenić? Czy on oszalał? A może był naćpany i dlatego to zaproponował? No, ale miał pierścionek, więc raczej to planował. Już nic nie wiem. W każdym razie nie mam zamiaru za niego wychodzić, a przynajmniej nie w tej chwili. Może, gdybyśmy byli parą i wtedy wpadli albo coś. Kurde, nawet, gdybyśmy po prostu zostali parą jakieś dwa, trzy miesiące temu, zgodziłabym się bez namysłu. Okej, mój chłopak, jestem z nim w ciąży, możemy się pobrać, ale my nawet nie jesteśmy do końca przyjaciółmi. Ciągle się kłócimy i wyzywamy, a on wyskakuje ze ślubem, no proszę. I mój brat mu w tym pomyśle pomagał? Niby dlaczego? Co, nie chce, żeby siostrzyczka niszczyła dobre imię rodziny mając nieślubne dziecko, czy jak? Czy Dylan postradał rozum? Przecież on nawet nie wie, że to dziecko Biebera. Jest gotowy za wszelką cenę wydać mnie za jakiegoś chłopaka, żebym tylko nie wyszła na dziwkę? Cóż, nie wiem, co ludzie o mnie myślą, ale ja na pewno nie uważam siebie za dziwkę i tyle mi wystarczy. Resztą się nie przejmuje, już nie. 

* * *

Usłyszałam kroki na schodach, a potem skrzypienie drzwi mojego pokoju. Po chwili poczułam, że moje łóżko się ugina pod czyimś ciężarem. Byłam na sto procent pewna, że to Bieber, a w tym momencie był ostatnią osobą, z którą chciałabym rozmawiać. 

-Wyjdź, Bieber. - powiedziałam stanowczo nawet nie patrząc na osobę, która mnie odwiedziła. Co on sobie myśli? 

-Muszę cię zasmucić, kochanie, ale to tylko twój ulubiony brat bliźniak – poczułam ręce Dylana na biodrach i to, jak smyra mnie nosem po szyi. Uśmiechnęłam się, obróciłam i przytuliłam do niego. 

-Mam tylko jednego brata bliźniaka, idioto. - dałam mu buziaka i wtuliłam w niego. Cóż, wiem, że przed chwilą byłam na niego zła za pomoc Bieberowi, ale byłam również smutna, zdezorientowana, roztargniona i samotna, więc potrzebowałam mojego ukochanego braciszka, do którego zawsze mogę się przytulić, który zawsze będzie mnie kochać. Pociągnęłam nosem, a na moich policzkach pojawiły się małe łezki. - Dlaczego mnie okłamałeś? Dlaczego chcesz, żebym wyszła za Biebera? Pomogłeś mu to wszystko zorganizować. 

-Przepraszam słoneczko, ale nie wiesz, kto jest ojcem twojego dziecka, a ja chcę, żebyś miała faceta, który ci przy nim pomoże, który się wami zaopiekuje. - powiedział spokojnym głosem, gładząc mnie delikatnie po plecach i coraz to całując w czubek głowy. Kołysaliśmy się uspokajająco na boki i przytulaliśmy. Jak za dawnych czasów, kiedy byliśmy jeszcze maluchami. 

-I postanowiłeś, że tym bardzo odpowiedzialnym i odpowiednim facetem będzie Spooky? - wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na brata z dołu. Czy on zwariował?!

-No nie do końca. Oficer Stalone i prawnik Justina wymyślili, żebyście się pobrali, bo wiesz, oni myślą, że jesteście razem. No i wtedy Jus będzie miał duże szanse na to, żeby adoptować Jazzy i Jaxona, bo wtedy nie dość, że jak gdyby adoptujecie je wspólnie, to też on udowodni, że jest dojrzały i odpowiedzialny. - a więc to o to chodziło. A ja głupia myślałam, że jednak coś dla niego znaczę. Owszem, znaczę, ale tylko tyle, żeby pomóc mu w potrzebie. Pieprzony skurwiel. 

-I od początku tylko o to chodziło? - mój brat pokiwał niepewnie głową, a we mnie wzrosła irytacja. - to po co do cholery była ta cała kolacja, ten dach i Dirty Dancing?! Nie mógł ze mną porozmawiać, jak cywilizowany człowiek i wytłumaczyć, o co chodzi? Co wyście sobie myśleli?! Ja z nim nie jestem, więc miałabym się tak z dupy zgodzić na ślub?! Was pojebało do końca! - tak, teraz to już nie była irytacja. Teraz kierowało mną mega wkurwienie. Wyplątałam się z objęć brata i wstałam z mojego posłania. Przebrałam się z piżamy w wygodne dresy i zmyłam makijaż. 

-Mała, to jak, zgodzisz się? - po jakimś czasie Dylan spojrzał na mnie niepewnie. Zerknęłam na niego i pokręciłam lekko głową. 

-Oczywiście, że tak. Dla Jazzy i Jaxona zrobię wszystko, ale ten idiota mógł to rozegrać inaczej, bez tego całego zamieszania. Tylko, ja nie jestem dorosła, więc nie dadzą mi tak od razu ślubu. Przecież potrzebna jest zgoda sądu i w ogóle te wszystkie formalności. I nie sądzisz, że to będzie dziwnie wyglądać, że nagle zdecydowaliśmy się pobrać? 

-Już wszystko jest załatwione. Zgoda sądu jest, a data ślubu cywilnego zarezerwowana na pół roku przed śmiercią Pattie. Zostało nam tylko wyszykować was do ślubu na pojutrze i ustalić konkretnie, co do cna wersję wydarzeń dla wszystkich. - uśmiechnął się, puścił mi oczko i podchodząc, wziął mnie na ręce i zniósł na dół, wcześniej całując w policzek. 


* * *

Dylan zaniósł mnie do salonu, a oczy wszystkich były skierowane na mnie. Jak to się stało, że wcześniej nie zauważyłam Aubrey? Nieważne. Każdy patrzył na nas z wyraźnym zniecierpliwieniem. Oczekiwali mojej odpowiedzi. Jakie to miłe. Szkoda, że nikt wcześniej nie pomyślał o tym, żeby ze mną na spokojnie porozmawiać i wyjaśnić. I ja i Devil milczeliśmy. Nasze pokerowe twarze nie wyrażały zupełnie niczego.

-I jak? Kurwa, nie milczcie! - Bieber nie wytrzymał. Spojrzałam na niego pogardliwie. Jego oczy były wlepione we mnie, a wzrok wyrażał niemą prośbę. Cierpiał, a to był najlepszy sposób, żeby odzyskać rodzeństwo. Rozumiałam go. Nie rozumiałam tylko tego, dlaczego urządził tę całą szopkę, zamiast porozmawiać ze mną, jak z przyjaciółką. Podeszłam do niego powolnym, wręcz żółwim krokiem. Spojrzałam mu głęboko w oczy i usiadłam na jego kolanach. 

-Drużbami będą Dylan i Aubrey? - spytałam wypranym z emocji głosem, a wszyscy bez wyjątku odetchnęli z ulgą. Justin przytulił mnie mocno, schował twarz w moją szyję i co chwilę szeptał ciche „dziękuję”. Uśmiechnęłam się i przytuliłam mojego przyszłego męża. Jedną rękę wplątałam w jego włosy i drapałam delikatnie i odprężająco skórę jego głowy. Uniósł czuprynę i pokiwał głową. - A dostanę ten śliczny pierścionek? Bo jak nie, to nadal jestem wolna. - puściłam mu oczko i patrzyłam, jak drżącymi rękoma wyjmuje pudełeczko z kieszeni, wstaje i sadza mnie na kanapie, a sam klęka przede mną i wyciąga opakowanie przed siebie. 

-Nikita, wyjdziesz za mnie? - uśmiecha się, a wszyscy patrzą na mnie. 

-O tak właśnie powinieneś to zrobić. A nie jakiś rozkaz „wyjdź za mnie”. 

-Nikita!!! - usłyszałam krzyk zebranych, na co zaczęłam się śmiać. No bo, co miałam robić? Płakać, bo on nie robi tego dlatego, że chce, tylko musi? Przecież miałam się nie przejmować. 

-Tak. - powiedziałam, a kiedy pierścionek był już na moim palcu wszyscy zaczęli bić brawo. 

* * *

-Nie wierzę, że Spooky ożeni się szybciej ode mnie. To takie niesprawiedliwe. - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Mike. Przytulił mnie, uniósł i obrócił nas wkoło. - I nici z naszej umowy. - zrobił smutną minkę, przez co wyglądał naprawdę słodko. Złapałam go za policzki, bo mi również było cholernie smutno. 

-Mike, wiesz, dlaczego bierzemy ślub. Nie sądzę, żeby to było na dłuższą metę. - skrzywiłam się i spuściłam wzrok. - Pogadamy o tym, jak już będziesz przed czterdziestką – uśmiechnęłam się i cmoknęłam Sparkliego w usta. Poczułam dłonie na biodrach, jakąś sylwetkę przytulającą się do moich pleców i ten specyficzny Bieberowy zapach. 

-Ktoś zdradza mnie przed samym ślubem i to jeszcze z moim przyjacielem, w moim domu. - dostałam całusa w szyje. To byłoby przyjemne, gdyby było szczere. No dobra, to i tak było przyjemne, ale wtedy byłoby milion razy przyjemniejsze.