piątek, 1 maja 2015

Rozdział 12

Leżałam w łóżku w pokoju Justina i czekałam, aż jego właściciel się pojawi. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zły, że tu przyszłam. Byłam śpiąca, ale wiedziałam, że dopóki nie przytulę Biebera i nie upewnię się, że z nim wszystko w porządku, nie zasnę. Po około dwudziestu minutach bezczynnego leżenia, zaczęłam głaskać mój maleńki brzuszek. Uwielbiałam to robić. Często również mówiłam do mojej kruszynki i w głębi duszy czułam, że ona albo on może mnie słyszeć. Zwykle opowiadałam, jak mi minął dzień, co ciekawego lub śmiesznego się zdarzyło i właśnie to poprawiało mi humor. Jednak dzisiaj gładziłam mój brzuszek w ciszy, bo co mogłam powiedzieć. Nie chciałam, żeby moje dziecko słyszało o śmierci jego babci, więc po prostu wpatrywałam się w delikatne zaokrąglenie na moim ciele i masowałam je lekko. Uśmiechnęłam się i zaczęłam nucić kołysankę, którą zawsze śpiewał nam dziadek.

Jakieś pół godziny później usłyszałam skrzypienie drzwi wejściowych, co oznaczało, że ktoś wszedł do domu. Osoba krzątała się po parterze i przestawiała jakieś szkło, prawdopodobnie szklanki. Leżałam spokojnie i przysłuchiwałam się dźwiękom dochodzącym z dołu, aż nie usłyszałam powolnych, ciężkich kroków na schodach. Odliczyłam dokładnie czterdzieści siedem sekund, aż drzwi pokoju, w którym się znajdowałam otworzyły się i ukazały ciemną, zmarnowaną postać. Justin wyglądał jak śmierć. Blady,  z ogromnymi worami pod oczami i mokrymi włosami. Raczej nie płakał, ale na pierwszy rzut oka można było dostrzec zmęczenie na jego twarzy. Nie zapalił światła. Przeszedł, a raczej przewlókł się przez pokój, jakby nie było w nim ani grama energii i siły. Podszedł do biurka i zdjąwszy z siebie przemoczony T-shirt i spodnie, przetarł swoją twarz lewą dłonią i skierował się do łóżka. W pierwszej chwili chyba mnie nie zauważył, ale kiedy miał podnieść kołdrę, aby się pod nią schować, zamarł w bezruchu i popatrzył na moją twarz.

-Co tu robisz, Nikita? Kiedy ostatnio sprawdzałem, to twój pokój był naprzeciwko. - powiedział zmęczonym głosem, jednak dało się w nim wyczuć nutkę sarkazmu, co świadczyło o tym, że nie jest z nim najgorzej, ale dobrze to również złe określenie. Uśmiechnęłam się do niego leciutko i okryłam kołdrę obok mnie, zapraszając go do położenia się ze mną. - Naprawdę nie mam teraz ochoty na igraszki, kochanie, więc możesz wrócić do siebie.

-Justin, przecież wiem, że chcesz, żebym została. Chcesz pogadać albo przynajmniej mieć pewność, że ktoś przy tobie jest i nie zostałeś sam. Może nie do końca znam się na ludziach, ale ciebie już trochę poznałam. - wytłumaczyłam mu spoglądając w jego oczy. Jeszcze przez chwilę stał w tym samym miejscu, co wcześniej, ale zaraz otrząsnął się z zamyślenia i położył obok mnie, zabierając przy okazji większość kołdry i odwrócił tyłem do mnie. Przytuliłam się do jego pleców, aby mieć większy dostęp do nakrycia i, być może, tym samym wesprzeć go trochę. Zaczęłam głaskać chłopaka po ramieniu i czekałam, aż się odezwie, jednak to nie następowało. -Spooky...

-Zamknij się. Jak już musisz tu być, to leż cicho. A najlepiej to śpij. Nie mam ochoty do rozmów. - postanowiłam, że uszanuję jego zdanie i nie będę naciskać. Jeśli będzie chciał, to sam się odezwie. Wtuliłam się w jego plecy i próbowałam zasnąć, ale z niewiadomych mi przyczyn nie umiałam. Leżałam grzecznie w tej samej pozycji, odkąd Bieber się położył i czekałam, aż sen mnie zmorzy. W pewnym momencie usłyszałam pojedyncze pociągnięcie nosem i już wiedziałam, o co chodzi.

-Jus... - wyszeptałam, a chłopak przewrócił się na drugi bok, tak, że teraz znajdował się przodem do mnie. Po jego prawym policzku spływała jedna, samotna łza. Przyciągnęłam go do siebie, aby wtulił się w mój tors, a on przytulił mnie mocno, umieszczając swoją twarz w zgięciu mojej szyi. Nie płakał. Jedyna łza, którą uronił, to ta samotna, w momencie, w którym się do mnie odwrócił. Ale potrzebował wsparcia. Potrzebował osoby, która go przytuli i nie będzie zadawać pytań. Która po prostu przy nim zostanie, aż on ustabilizuje swoje myśli.

-Zachowała się jak samolubna suka, wiesz? Zostawiła nas z własnej cholernej woli. Nie chciała nas. A wiesz co jest najgorsze? Że ja, mimo wszystko, tak cholernie ją kocham i nie potrafię sobie wyobrazić, że jej już nie ma. Nie potrafię jej nienawidzić za to, że przez nią muszę być tak cholernie odpowiedzialny. Kiedy żyła, to było co innego. Wiesz jak zareagowali moi dziadkowie? Myślałem, że babcia dostanie zawału. Jedyne dziecko, które jej zostało, umarło. Tak po prostu odebrało sobie życie. Cholerny, pieprzony tchórz. Ja i Jax byliśmy z nią bardzo zżyci, zanim zaczęła ćpać. Z resztą nawet po tym, potrzebowaliśmy jej cholernie i ona była. Trzeźwa czy nie, ale kurwa była! A teraz jej nie ma... - zaciął się i spojrzał mi w oczy. Mimo braku światła, widziałam w nich smutek, żal, ale najsilniejszą emocją był ból i pewnego rodzaju strach. On się bał. Justin ''Spooky'' Bieber bał się, że nie poradzi sobie z zaistniałą sytuacją. Ręką, którą miałam wplecioną w jego gęste bursztynowe włosy, drapałam go uspokajająco po głowie. - Dokładnie za trzy tygodnie dzieciaki miały zamieszkać tutaj, a ona miała iść na odwyk. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jest uzależniona. Z chęcią zgodziła się na ten pieprzony odwyk, kiedy się jej o to spytałem. Była aż zanadto zadowolona. Już wtedy to planowała. Suka. Wczoraj minęła piąta rocznica od odejścia ojca. Chciała to przypieczętować. Nie wiem, co chciała tym zyskać, ale na pewno nie pokazała, że jej przeszło. - pokręcił głową i schował ją z powrotem w zagłębienie mojej szyi. - On i tak nie przyjdzie na jej pogrzeb. Nikt nawet nie wie, gdzie jest. Zostawiła nas samych. Mieliśmy tylko ją, jaka by nie była i dziadków. Oni bardzo dużo pomagali przede wszystkim przy wychowaniu Jazzy, im też należy się odpoczynek. Ale nie, ta egoistka wolała sobie nas odpuścić. To tak cholernie boli...

Przytuliłam go jeszcze mocniej i ucałowałam jego spocone czoło. Moja ręka instynktownie pobiegła na plecy Justina i zaczęłam je głaskać. Po jakimś czasie głaskanie przerodziło się w rysowanie niewidzialnych wzorów na umięśnionych barkach szatyna. Po jego monologu leżeliśmy w ciszy. Oboje jej potrzebowaliśmy. Potrzebowaliśmy ciszy i kogoś, kto przytuliłby ciebie i o nic nie pytał. On, ponieważ stracił matkę, a ja, mimo dzisiejszych wydarzeń, nadal zadręczałam się słowami mojej matki i wynikami testów, które niedługo mają przyjść.

* * *

Właśnie wchodziłam do labiryntu szczęścia, pełnego czekolady, lodów, landrynek, słodkich napojów i kawy, kiedy poczułam, że jakieś niezidentyfikowane ciało obce kręci się po łóżku. Próbowałam chociaż postawić palce lewej stopy u bram cukierkolandii, ale niestety nie było mi to dane, ponieważ straciłam mój piękny sen i nie mogłam go już odtworzyć. Ktoś ściągnął ze mnie kołdrę i wpakował się między mnie i moje źródło ciepła. Nie otwierając oczu, starałam się przypomnieć sobie, z kim wczoraj zasnęłam i po niemal minucie doszłam do wniosku, że to ciało Justina przez całą noc mnie ogrzewało. Uśmiechnęłam się, kiedy coś, prawdopodobnie niezidentyfikowany obiekt, zaczęło łaskotać mnie po twarzy.

-Nikita. Nikita. - usłyszałam słodki, głosik, który był na granicy płaczu, ponieważ strasznie się załamywał. Chciałam przytulić tego małego łobuza, ale zatrzymał mnie zachrypnięty i seksowny głos.

-Jazmyn, uspokój się i nie siadaj na nią. Uważaj na brzuch Nity, bo zrobisz coś dzidziusiowi. - powiedział, znając życie również nie otwierając oczu. - I połóż się grzecznie i śpij, bo jeszcze wcześnie.

-Daj jej spokój. Chodź kruszynko. - przyciągnęłam te małe ciałko do siebie i pozwoliłam dziewczynce wtulić się w moje piersi. Usłyszałam pociągnięcie noskiem i poczułam kilka słonych kropel na skórze. Pogłaskałam maleńką po główce i ucałowałam jej czółko. - Co się dzieje, kochanie?

-Nikita, bo... - pociągnięcie noskiem. - bo j-ja... ja chcę do mamy. - wypłakała w moje ramię. Zrobiło mi się cholernie smutno i żal, bo ta maleńka istotka straciła tak naprawdę jedynego rodzica. -Gdzie ona jest? Wiesz, że jak wczoraj zbiegłam na dół i ją zobaczyłam, jak spała na podłodze. To chciałam się z niej śmiać, ale jak się do niej przytuliłam i ona nie była taka ciepła jak zawsze. To było, jakby było jej zimno. I wcale się nie poruszyła. - chlipała. - Nawet mnie nie przytuliła. Zawsze mnie przytulała, nawet, kiedy spała. I potem Jaxon mnie zabrał od mamy i już nie kazali nam wchodzić do domu. Juśtin zadzwoń do niej, żeby przyszła tutaj, bo tęsknię za nią, wiesz? Powiedz jej, że tęsknię i ma się nie wygupiać. - zażądała patrząc na starszego brata zapłakanym, ale  wymagającym wzrokiem.

-Jazmyn, mamy już nie ma. Odeszła. - dosadnie powiedział chłopak, wreszcie otwierając oczy. Spojrzał na siostrę smutnym wzrokiem, pełnym żalu i bólu.

-Jak tata?

-Nie. Mama nas kochała. Po prostu już nie dała rady. Ona... nie żyje. Umarła. - dziewczynka otworzyła swoje usteczka i wpatrywała się w Justina z wielkim zdziwieniem. Super. Pewnie nawet nie wie, co to znaczy, a jak wie, to pewnie jest przerażona i załamana. Brawo Bieber. Mógł jej to wytłumaczyć w jakiś delikatniejszy sposób. Jestem pod wrażeniem.

-Przecież tylko chorzy i starzy ludzie umierają. Mama była młoda. Mamusia była chora? - spojrzała najpierw na Justina, a potem na mnie załzawionymi oczkami. Odgarnęłam jej włosy z twarzy i przyciągnęłam do siebie, całując ją w główkę.

-Tak, skarbie. Twoja mama była chora. Bardzo was kochała, ale nie umiała poradzić sobie z chorobą. Przegrała. Choroba ją pokonała. Ale wiesz, co? Mamusia teraz jest w lepszym miejscu i patrzy na nas. Musimy jej pokazać, że ją kochamy i sobie poradzimy. Musi widzieć, że jesteś grzeczną dziewczynką i nie płaczesz, wiesz? Będzie z ciebie dumna, zobaczysz. - uśmiechnęłam się do maleńkiej, a ona to odwzajemniła. Ostatnie łezki spłynęły po jej twarzy, którą, chwilę później, otarłam wierzchem dłoni i pocałowałam w nosek. - Teraz musisz zadbać o swoich braci, wiesz? Bo oni nie poradzą sobie sami, bez kobiecej ręki.

-A pomożesz mi? - uśmiechnęła się słodko, ukazując dołeczki w policzkach. Cieszę się, że udało mi się jakoś załagodzić sytuację i na chwilę odebrać jej ból. Kiwnęłam głową i połaskotałam ją po brzuszku.

-To może zacznijmy od teraz, co? Chodź, pójdziemy zrobić naszym mężczyznom jakieś śniadanie, może być? - zapytałam, a ta energicznie pokiwała główką. Wstała i zeskoczyła z łóżka, a ja podniosłam się powoli i już miałam pójść w ślady dziewczynki, kiedy zostałam złapana za nadgarstek i leciutko pociągnięta w stronę szatyna.

-Ustaliłem pogrzeb na środę. - wyszeptał chłopak i odwrócił się na drugą stronę, żeby ponownie zapaść w sen. Albo przynajmniej spróbować, bo w nocy też niewiele spał. Dzisiaj mamy poniedziałek, więc zostało nam dwa dni...

* * *

Gotowałyśmy z Jazzy obiad dla naszych facetów. Wszystkich. Nie tylko dla Bieberów, ale również dla Mika, Davida i Dylana, bo się przypałętał. Cóż. To nie jest tak, że jestem teraz ich kucharką, czy coś, bo dzielimy się obowiązkami, ale wszelkimi sposobami próbuję odciągnąć uwagę małej od tragedii, która spotkała nas wszystkich, a w szczególności bieberowe rodzeństwo. Tak więc, po pytaniu, co dziewczynka chciałaby robić, usłyszałam, dodam, że całkiem głośno, iż mamy ugotować dla wszystkich obiad. Jaxon dzisiaj nie poszedł do szkoły, a Jazzy do przedszkola, natomiast Justin pojechał załatwiać resztę formalności związanych z dziećmi i pogrzebem. A, że jego brat koniecznie chciał w tym uczestniczyć, więc Dylan postanowił im pomóc i we trzech udali się do różnych urzędów. Ja zostałam w domu z Jazzy i Mikiem, ponieważ Dave musiał gdzieś wyjść.

Myślę, że nie zdziwił was fakt, że Mike został, kiedy Jazzy jest tutaj. Hah. Niektórzy mogliby go uznać za jakiegoś pedofila i szczerze powiedziawszy sama bym tak myślała, gdybym go nie znała i nie wiedziała o tym, jak bardzo kocha tą kruszynkę. Kiedy z nim ostatnio rozmawiałam, to przyznał, że cholernie pragnie mieć dziecko, ale ma problem z kobietami i zaczyna wątpić w to, że kiedyś znajdzie odpowiednią. Nie ma kogo obdarzyć tą ojcowską miłością, więc kiedy urodziła się Jazmyn, to ją zaczął traktować jak córeczkę. Celowo nie mówię, że jak siostrę, tylko jak córeczkę. Cóż, kiedy się urodziła, miał jakieś dwadzieścia trzy lata, więc wcale mógłby być jej ojcem, a że małej brakowało taty, to wujek Mike świetnie go zastępował. Wielokrotnie pomagał Justinowi i jego mamie w wychowaniu dziecinki. Cóż, byli ze sobą blisko, bo Sparks jest ''menadżerem'' Biebera, zresztą tak samo jak moim i mojego brata. To on załatwia wszystkie walki i formalności związane z galami. Hah, zabawne formalności związane z NIELEGALNYMI galami. No cóż, nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile on ma z tym roboty. On, jego ojciec i dziadek Biebera byli pierwszymi trenerami mojego brata. I pewnie zastanawiacie się, dlaczego Mike nie boksuje. Kiedyś do tego wrócę, a jak nie, to mi przypomnijcie. W każdym razie nie ulega wątpliwości, że Sparkly bardzo martwi się o dziewczynkę, dlatego odkąd otworzył dzisiaj rano oczy, nie odstępuje jej na krok.

Wracając. Gotowaliśmy makaron na spagetti, ponieważ to właśnie danie zażyczyła sobie mała księżniczka. Oczywiście w większości to Mike zajmował się gotowaniem, a my miałyśmy mu tylko ''pomagać'' i ładnie wyglądać, ale raczej bardziej przeszkadzałyśmy niż, jakkolwiek zbliżałyśmy nas do końca pracy. No cóż, nie nasza wina. Sam nas zaangażował w to całe gotowanie. Co prawda, gdyby nie on, to makaron byłby już spalony, a sos już dawno znalazłby się na podłodze, ale przynajmniej było śmiesznie. Ani ja, ani Jazzy nie zadręczałyśmy się przygnębiającymi myślami, tylko cieszyłyśmy się z tej chwili. Swoją drogą, kiedy spróbowałam sosu, to stwierdziłam, że mężczyzna świetnie nadawałby się na kucharza w którejś z restauracji mojego taty. Muszę z nim o tym pogadać.

-Nikitaaaa? - usłyszałam słodziutki głosik Jazzmyn. Uśmiechnęłam się, na to, jak uroczo przeciągnęła a.

-Słucham skarbeczku. - posłałam jej ciepły uśmiech i przykucnęłam tak, żeby mieć twarz na jej poziomie. Spojrzałam w jej zaszklone oczka i zrobiło mi się okropnie smutno.

-A kiedy będę mogła znowu się spotkać z mamą? Jaxon mówił, że mamusia będzie miała pogrzeb. Co to jest pogrzeb?...

___
Jestem, żyję jeszcze :P 
Wiem, że dosyć długo nie było, ale jakoś nie szło mi pisanie, ale jak przysiadłam to jakoś wyszło :3 
Chyba najdłuższy rozdział jak na razie na tym blogu <3 
Chcę wam podziękować za 20 tys. wyświetleń na blogu!!!
(które nam właśnie dzisiaj wybiło)
To naprawdę wiele dla mnie znaczy<333 
Miałam już kilka blogów, ale największą liczbą wyświetleń było około 7 tys. na blogerze i 12 tys. na onecie:P 
Więc 20.000 to jest dla mnie ogromna liczba i wielki sukces, choć dla niektórych to normalka. 
Jeszcze bardzo wam za to dziękuję <33333333333 kocham was, jesteście najlepsi <333333
Do następnego, mam nadzieję, że za niedługo :******

9 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział :) czekam na next !!

    OdpowiedzUsuń
  2. ekstra rozdział :) czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Popłakałam sie! :( Justin będzie z Nikita!! Musi!! :(

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej! czekam niecierpliwie na dalsze części :)
    jest świetnie!
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, dziękuję :3 jej prześliczny szablon u ciebie na blogu :3 na pewno zajrzę :3

      Usuń
  5. Nie jestem Belieber, ale to opowiadanie uwielbiam <3
    http://just-give-me-a-reason-raura-r5.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :3 bardzo mi miło :* ja też nie jestem Belieber :D

      Usuń