Ważne ogłoszenie pod rozdziałem, bardzo proszę przeczytać, chociaż to, co jest na bordowo. :3
Wyjęłam czarną sukienkę z mojej szafy i wcisnęłam w nią moje umyte wcześniej ciało. Spojrzałam na mój lekko zaokrąglony brzuch, który sukienka idealnie uwydatniała. Nie, to nie był celowy zabieg. Wręcz przeciwnie, nie chciałam, żeby było widać mój brzuszek, ale cóż, to jedyna czarna sukienka, jaką posiadałam. Postanowiłam narzucić na ramiona kardigan tego samego koloru, który zakrywał to, czego wolałam dzisiaj nie pokazywać. Nie to, żebym się wstydziła tego, że jestem w ciąży, ale nie chcę, żeby ludzie gadali na ten temat właśnie dzisiaj, bo to nie czas i pora. Włosy spięłam w ścisłego, wysokiego koka na wypełniaczu i popryskałam lakierem. Na nogi włożyłam czarne czółenka na niewielkim obcasie, a na ramię zawiesiłam kopertówkę. Pomału wyszłam ze swojej sypialni i udałam się w kierunku pokoju Jazzy i Jaxona. Lekko zapukałam w drewniane drzwi i weszłam do środka.
Chłopak siedział na łóżku z łokciami opartymi na kolanach i twarzą schowaną w dłoniach. Był już ubrany w ciemne spodnie i czarną koszulę. Na nogach miał pantofle i wyglądał na fizycznie gotowego do wyjścia. Tak, fizycznie, bo psychicznie nadawał się tylko do leżenia w łóżku i płakania w poduszkę. Wiem coś o tym, bo wczoraj w nocy przyszła do mnie Jazzmyn z pytaniem, czy może ze mną spać, bo brat tylko płacze. A jeśli już mówimy o dziewczynce. Stała przy szafce ze swoimi ubraniami i szukała różowej sukienki. Na szczęście najstarszy z rodzeństwa pomyślał o tym, że siostra nie ma ciemnych rzeczy i kupił jej granatową bluzeczkę i czarną sukienkę. Torbę z rzeczami zostawił w swoim pokoju, ale poprosił mnie, o przypilnowanie, aby Jazzy ubrała nowy zakup.
Udałam się więc do pokoju Spookiego i po zapukaniu, weszłam do środka. W pomieszczeniu nikogo nie było, więc wzięłam to, czego potrzebowałam i wróciłam do sypialni rodzeństwa. Podeszłam do zdenerwowanej dziewczynki, która za nic w świecie nie mogła znaleźć swojej zguby i złapałam ją za rączkę. Spojrzała na mnie zaszklonymi oczkami i wtuliła w moją nogę.
-Niki. Nie mogę znaleźć tej rószowej sukienki, którą ostatnio kupiła mi mama. - zaczęła płakać. Kucnęłam przy niej i przytuliłam ją do swojej piersi. Pogłaskałam po nieuczesanych jeszcze włoskach i pocałowałam w czółko.
-Kochanie, Justin kupił ci nową sukienkę i bardzo by chciał, żebyś ją ubrała, dobrze? Mamie na pewno by się spodobała. - uśmiechnęłam się lekko i wyjęłam dwa materiały z torebki, następnie pokazując je dziewczynce.
Otarła łezki z twarzy i złapała białe rajstopki, które już wczoraj uszykowałam. Usiadła na swoim łóżku i podała mi tkaninę, abym pomogła jej się ubrać. Po naciągnięciu na nogi rajstop, dziewczynka sama ubrała bluzeczkę, którą poprawiłam i pomogłam jej założyć i zapiąć sukienkę. Posadziłam dziecko na krzesełku, a sama zabrałam się za rozczesywanie jej włosków. Zaplotłam jej dobieranego warkoczyka i przypięłam spinki z kokardkami, żeby krótsze włoski nie powychodziły z fryzury. W końcu podałam Jazzy cieniutki granatowy sweterek, który również kupił jej Justin na dzisiejszą okazję. Chociaż czy okazja to dobre słowo? Chyba nie. Myślę, że lepszym sformułowaniem byłby po prostu dzień. Także, na dzisiejszy dzień.
Jazmyn wyszła z pokoiku i po chwili mogłam usłyszeć ciche, delikatne kroczki na schodach. Spojrzałam na młodszego z jej starszych braci. Nadal siedział w tej samej pozycji, w jakiej go zastałam jakieś pół godziny temu. Mam wrażenie, że nie poruszył się nawet o milimetr. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy oddycha, dlatego szybko do niego podeszłam i złapałam go za przedramię lewej ręki. Przez chwilę nie reagował, ale już sekundę później powoli uniósł głowę i spojrzał na mnie. Widziałam w jego oczach ogromny ból i naprawdę cholernie chciałabym go od niego zabrać, ale nie potrafiłam. Dotknęłam opuszkami palców jego smutnej, bladej twarzy, a on złapał mnie w pasie i przyciągnął, sadzając sobie na kolanach. Nie minęło dziesięć sekund, kiedy poczułam, jak wtula się we mnie i zaciąga zapachem świeżych perfum. Trwaliśmy w uścisku kilkanaście minut. A może dłużej? W każdym razie słychać było z dołu harmider. Myślę, że hałas powinien nam sygnalizować, że czas wstać i stawić czoło rzeczywistości. Oderwałam się od młodszego z Bieberów i złapałam dłońmi jego kołnierzyk, który zaczęłam poprawiać i przygładzać.
-Myślę, że powinniśmy się zbierać Jaxon. Wszyscy już pewnie czekają. - posłałam chłopakowi delikatny uśmiech i chciałam poderwać się z jego kolan, jednak nie było mi to dane ze względu a dwie, dosyć silne, ręce, oplecione wokół mojej talii.
-Będziesz tam przy nas, prawda? Proszę, nie odchodź nawet na krok, dobrze? Ja, Jazzy i Justin bardzo cię potrzebujemy. - zerknął w moje oczy, po czym puścił mnie wolno. Wstałam z jego kolan i uprzednio poprawiwszy swój kardigan, wyszłam z pokoju.
Wolnym krokiem zeszłam na dół i od razu zostałam przywitana przez dwie malutkie macki, czytaj rączki Jazmyn. Otuliłam maleńką ramionami i zastygłyśmy w tej pozycji na dłuższą chwilę.
-Ludzie, zbieramy się. Justin, Jaxon, Jazzy i Nikita jadą z Mikiem. Dave i Cleland ze mną. Ruszać się. - mój brat wygłosił orędzie, po czym otworzył drzwi wejściowe i poczekał, aż wszyscy wyjdziemy.
Pierwszy wyszedł Mike i David, następnie Aubrey, za nią powlókł się Jaxon, po drodze kopiąc kamyk. Ja z dziewczynką za rękę, a na końcu nieobecny Justin, który wyglądał, jakby na tym świecie był tylko ciałem, a jego dusza i myśli krążyły gdzieś w równoległej galaktyce. Po chwili dotarł do nas Dylan, który upewnił się, że wszystkie drzwi i okna są pozamykane. No cóż. Miał bardzo odpowiedzialną rolę. Wziął na siebie pomoc w zorganizowaniu pogrzebu, do tego sam zadbał o poczesne i miał za zadanie bezpiecznie i na czas dostarczyć nas wszystkich na cmentarz, gdzie zostanie pochowana mama Bieberów.
* * *
W ciszy i skupieniu słuchaliśmy przemowy kapłana. Mówił dużo o miłości i śmierci, ale również życiu pośmiertnym. Muszę przyznać, że przemawiał ładnie, z głowy, z serca, nie czytał z kartki i było to naprawdę przekonujące, aczkolwiek mnie niestety nawet on nie zdołał namówić, co do istnienia boga. Trzymałam Justina za rękę, a Jazzy była odwrócona tyłem do dołu w ziemi przeznaczonym do zakopania jej mamy i przytulała się do moich nóg. Ramię w ramię z Justinem stał Jaxon i z pokerową miną wpatrywał się w, jeszcze nie opuszczoną do dziury, trumnę. Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego stałam z najbliższą rodziną. Jazmyn nie pozwoliła mi się odsunąć, choćby na krok, a Justin przystał na jej niemą prośbę. Mój brat i reszta paczki stali dwa metry za nami. O innych ludziach zebranych nad grobem nawet nie myślałam.
Kiedy ksiądz skończył przemowę, nastał najgorszy moment, szczególnie dla rodzeństwa Bieberów. Trumna z ciałem Pattie została powoli opuszczona do wykopanego dołu. Słychać było tylko spokojną, żałobną muzykę, szloch Jaxona, histerię Jazmyn i kilkukrotne pociągnięcie nosem Justina. Dziewczynka wpadła w trans, zaczęła się trząść i wyć. Wzięłam ją na ręce i wtuliłam w siebie, a ona krzyczała, że chce do mamusi, żeby źli ludzie oddali jej mamę, i żeby jej nie zakopywali. Po moich policzkach również płynęły łzy, ale starałam się uspokoić pięciolatkę. Machałam się lekko na boki w miarowym rytmie i czekałam, aż dziecko się wyciszy.
Po skończonym pogrzebie, Justin zaprosił wszystkich zebranych na wspólną modlitwę i obiad do wynajętej sali w restauracji, w której nigdy nie byliśmy. Kiedy wychodziliśmy z cmentarza, Bieber w pewnym momencie zamarł i zatrzymał się w pół kroku. Spojrzałam na niego, a później przeniosłam wzrok na punkt, w który był wpatrzony. Wyglądał jak zahipnotyzowany, przyglądając się mężczyźnie po czterdziestce, ubranemu w czarne spodnie i niebieską koszulę. Wspomniany osobnik z kpiącym uśmiechem podszedł do nas i chyba zamierzał przywitać się ze Spookym, ale ten odskoczył od niego jak poparzony. Jazzy jeszcze mocniej mnie przytuliła, a średni Bieber stanął przede mną.
-Witajcie synowie. Co u was? Mama nie żyje? Cóż za szkoda, była cudowną kobietą. - udał, że ociera łzę z policzka, ale na jego twarzy wciąż pozostawał ten wredny uśmieszek. A więc to ojciec Bieberów.
-Co ty tu robisz? Nikt cię tu nie zapraszał. Po co przyjechałeś i w ogóle skąd się dowiedziałeś? - spytał Justin, patrząc na ojca takim wzrokiem, że myślałam, że z jego źrenic zaraz zaczną wystrzeliwać sztylety. Jaxon podszedł do brata i spojrzał na mężczyznę tak, jak starszy z nich.
-Przyjechałem pożegnać zmarłą żonę. Nie wiem, czy pamiętasz, ale nadal jesteśmy małżeństwem i zostałem o tym powiadomiony przez policję. Biedaczka nie wytrzymała już na tym świecie, ale kto by się dziwił, skoro ta dziwka ma takie dzieci. A to co? Ten bękart, który rozpierdolił nasze małżeństwo? - popatrzył na Jazmyn kpiącym wzrokiem. - nie wiem nawet, czyj jest ten kawałek gówna – zaśmiał się, ale dostał w wątrobę od Justina. Za sekundę chłopak poprawił jeszcze w przeponę i, kiedy ojciec był już schylony przez ból brzucha, Spooky zaczął okładać go pięściami po twarzy. Nie minęła chwila, jak do Justina doskoczyli Dylan i Mike, po czym odciągnęli go na bok i przytrzymali. Jaxon zabrał ode mnie Jazzy i kazał mi podejść, do jego brata. Zrobiłam tak, jak mi polecił i niemal podbiegłam do chłopaków.
-Puśćcie mnie! Ten śmieć powinien zginąć już dawno! Nie pozwolę, żeby mówił tak o mamie i mojej siostrzyczce! - Justin się szarpał i próbował wyrwać z uścisku chłopaków, ale na szczęście mocno go trzymali. Wokół Biebera seniora zrobił się już tłok, dlatego Jaxo podszedł do nas z siostrą na rękach. Powoli zbliżyłam się do Jusa i wzięłam jego twarz w dłonie, po czym zmusiłam go, do patrzenia mi w oczy. Gładziłam go kciukami po policzkach i czekałam, aż jego emocje odrobinę opadną. Kiedy zaczął się już uspokajać i jego mięśnie nie były już tak mocno spięte, popatrzył mi dobrowolnie w oczy i czekał.
-Justin, musisz się uspokoić i nie dać ponieść emocjom, bo jeżeli to, że pobiłeś swojego ojca dojdzie do policji albo do kuratorium, jeżeli dowiedzą się, że nie umiesz nad sobą panować, to na pewno nie dostaniesz praw do opieki nad rodzeństwem, słyszysz? Teraz chłopaki cię puszczą, a ty grzecznie pójdziesz z nami do samochodu dobrze? - pokiwał głową na tak, więc mój brat i Mike go puścili, a on zaczął powoli kierować się w stronę wyjścia. Dołączyliśmy do niego, a ja złapałam go za rękę. - Poza tym, przestraszyłeś Jazzy, ona naprawdę nie powinna dzisiaj oglądać twojego napadu.
* * *
Na poczesnym siedziałam obok Justina, a na moich kolanach spoczywała Jazmyn. Wszyscy zebrani odmawiali jakąś modlitwę, chyba różaniec, a ja wpatrywałam się w śpiącą w moich ramionach dziewczynkę i kołysałam na boki. Maleńka spała jak aniołek, ale na jej policzkach były wyschnięte już ślady łez. Otarłam kciukiem kropelki z jej twarzy i przypatrywałam się delikatnym rysom. Przyciągnęłam dziecko bardziej do siebie i otuliłam moim kardiganem, żeby było jej cieplej, a policzek przysunęłam do jej ciepłej główki. Przez chwilę zastanawiałam się, czy jest taka rozgrzana przez płacz i emocje, czy może rozbiera ją jakieś choróbsko. Postanowiłam dać jej pospać jeszcze pół godzinki, a jeśli potem nie będzie poprawy, poproszę Justina o pomoc.
W tym czasie rozejrzałam się po sali i przebiegłam wzrokiem po każdej osobie, która przyszła oddać Pattie należyty szacunek. Na przeciwko nas siedzieli załamani dziadkowie rodzeństwa. Pani Diane, blada jak śmierć, podkrążone oczy i stale utrzymujące się łzy na policzkach, mistrz Bruce był w niewiele lepszym stanie. Bardzo przeżywali śmierć córki, zresztą podobnie jak my wszyscy, jednak ona była ich dzieckiem. Justin mi kiedyś mówił, że jego mama była trzecią córką państwa Mallette. Najpierw był trzy lata starszy brat Pattie, Mark, który mając dziewiętnaście lat zginął na motocyklu, a następnie chłopczyk, który urodził się martwy.* Nawet nie potrafię sobie wyobrazić tego, co czują rodzice pani Bieber, spotkała ich straszliwa tragedia.
Kontynuowałam swoje oględziny, podświadomie poszukując jednej sylwetki. Na szczęście nie znalazłam tego, kogo wypatrywałam. I dobrze, bo nie mam ochoty poznawać człowieka, który zrobił tak wiele zła swojej rodzinie. Poza tym nie chcę tutaj kolejnych kłótni i bójek. Mam wrażenie, że wśród tych nieznajomych twarzy jest ktoś z kuratorium albo innej instytucji, kto tylko czyha na to, aż Justinowi podwinie się noga. Właściwie, to już mu się podwinęła i tego się najbardziej obawiam. No cóż. Miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Nagle poczułam lekkie łaskotanie na lewym policzku. Odwróciłam się i zobaczyłam twarz
Justina. Dodam, iż zmarnowaną twarz. Popatrzyłam w te piękne czekoladowe oczy i czekałam, aż się odezwie. Przypuszczałam, że nie pogłaskałby mnie po policzku, gdyby nie miał w tym jakiegoś celu, więc byłam ciekawa, co takiego ma mi do powiedzenia.
-Nikita, jak chciałabyś wrócić do domu, to weź małą i Mike cię odwiezie. Ja z Jaxonem i Dylanem musimy być do końca, a nie ma sensu, żeby Jazzy się mordowała i ty też. - wytłumaczył, a ja spojrzałam na zarumienione policzki dziewczynki i przytknęłam swoje usta do jej czółka. Było naprawdę gorące.
-Jus, Jazzy ma gorączkę.
*Nie mam pojęcia, czy Pattie w ogóle miała rodzeństwo (ale wydaje mi się, że gdzieś coś widziałam, że miała brata, który chyba się zabił, czy jakoś tak, ale pewności nie mam), fabułę wymyślam sama, tak samo, jak bohaterów, a, że podobają mi się faktyczne imiona dziadków Justina, więc je zostawiłam :P mam nadzieję, że nikogo tym nie uraziłam :3
___
Mamy pechową trzynastkę.
I to rzeczywiście pechową, ale przysięgam, ogólnie fabuła jak dotąd była zaplanowana już dawno, ale nie mierzyłam, co będzie, w którym rozdziale, tylko piszę tak, jak mi wychodzi.
Od kilku już rozdziałów męczymy się ze śmiercią mamy Bieberów, ale nie przewiduję więcej postów, w których ''tematem przewodnim'' będzie właśnie to :P mam jeszcze parę zaplanowanych już ho ho ho ile czasu temu [dokładnie 6 grudnia, kiedy to Pudzianowski wygrał z Nastulą (niestety) i Mamed pokonał Bretta Coopera (:D), bo właśnie wtedy powstał pomysł na opowiadanie, ale jak ktoś chce dokładnego wyjaśnienia (ciekawostki), jakim cudem do mojej glacy przyszedł pomysł na opowiadanie po ponad rocznej przerwie, napiszcie w komentarzu, to napiszę o tym w zakładce kontakt :3]
A teraz bardzo ważne ogłoszenie.
Bardzo mi przykro, bo z rozdziału na rozdział na blogu jest coraz to mniejsza frekwencja jeżeli chodzi o wyświetlenia i komentarze. :< Nie wiem, czym jest to spowodowane :/ Fabułą, moim stylem pisania, czy może nieregularnym dodawaniem postów.
Oczywiście dziękuję wszystkim, którzy tutaj są, zaglądają, czekają na rozdział i komentują i chciałabym prosić o pomoc w ''rozsławieniu'' bloga, ponieważ, jak każda autorka, chciałabym mieć dosyć duże grono, do którego piszę i wiedzieć, że ludziom się to podoba, że interesują się tym, co dzieje się w mojej głowie, u moich bohaterów. Jest to dla mnie bardzo ważne, gdy z dodaje motywacji, chęci do pisania i takiego powera, który nakazuje ci poświęcić swój wolny czas na położenie się z laptopem na kolanach i napisaniem chociaż tych paru linijek, z myślą, że jest ktoś, kogo może to ucieszyć. Wierzcie mi, każdy komentarz to mega pozytywne uczucie i wielki uśmiech na ryjku, a jeszcze, jak jest długi, rozbudowany (i zawiera konstruktywną krytykę, którą sobie baaaaaaaaaaaaaaaardzo cenię), to jest to takie pośódme szczęście i radość, że ma się takich wspaniałych odbiorców, którzy również poświęcają swój czas, żeby czytać twoje wypociny i jeszcze dawać na nie odpowiedzi w postaci komentarzy.
Także Drogie Panie (i jeżeli są to Drodzy Panowie również :3) bardzo was proszę o jakiś sposób zareklamowania tego bloga i komentowanie, jak również serdecznie za to dziękuję <333
#KochamMoichCzytelników #misiaczki #tylemiłości #stotysięcyserdusznikówdlamoichczytelników <3333333333